2009-10-08

Dzieci Ireny Sendlerowej

Dzień za dniem ucieka. Ale to nic nowego...
Przemijalność podana na śniadanie, na tacy ozdobionej klepsydrami będącymi w ciągłym ruchu. Rutyna przysmażona na obiad, skwiercząca pod ciężarem kotletów schabowych. Wrażenie zmarnowanego dnia na kolację.
Tyle się w ciągu dnia dzieje... posiłki, szkoła, zabawa, wspólne czytanie, budowanie wież z klocków, dentysta, ważne telefony, e-maile, obowiązki zawodowe, domowe, fryzjer, wiersz Na straganie wykuty na pamięć, zakupy, kilka stron Remigiusza Grzeli "Bagaże Franza K.", do poduszki nadal "Lolita"(w drodze są kolejne audiobooki "Anna Karenina", "Doktor Faustus", "Duma i uprzedzenie" i "Świat według Garpa")... a ja wieczorami mam wrażenie, że mogłam jeszcze wyprać, wyprasować, kurze zetrzeć, oglądnąć zaległe filmy, zrobić porządek - tu i ówdzie (czyt. wszędzie), odwiedzić przyjaciółkę, mamę, babcię, siostrę, panią w księgarni... nie no, powtarzam się, ale dzień jest stanowczo za krótki.
Dziś na przykład zmarnowałam godzinę u dentysty, który to potraktował mnie jak profesjonalna myjnia samochodowa (z pełnym szacunkiem dla pana doktora, którego uwielbiam, jeśli istnieje coś takiego jak uwielbienie wobec dentysty). Od pewnego czasu robi mi remanent uzębienia i jestem bardzo zadowolona, ale tej dzisiejszej "ulewy" się nie spodziewałam. Miałam robioną tzw. licówkę, i nagle poczułam, że nie potrafię rozchylić zlepionych rzęs, a wzdłuż biustu cieknie wodospad. Ale efekt bosssski. Zęba oczywiście. Bo rozmazany tusz i mokra bluzka przyciągnęła cztery pary zdziwionych oczu sióstr zakonnych, kiedy to wpadłam do kina po bilet na film "Dzieci Ireny Sendlerowej". Utykając do tego wszystkiego, bo chciałam sobie nowe butki rozciągnąć, ale się bestie nie poddały...

Znając moje umiłowanie do filmów, na których frekwencja nie przekracza zazwyczaj poniżej, lub lekko powyżej dziesiątki, nie mogłam sobie odmówić historii o Irenie Sendlerowej. Dziś zainteresowanych sztuk było dwanaście, w tym cztery wspomniane wcześniej zakonnice. Ostatni raz, tak wypełnione po brzegi źrenice zakonnic emocjami, widziałam na karuzeli w parku miniatur. Ani tu, ani tu, nic nie jadły i chwała im za to.

Scenariusz filmu "Dzieci Ireny Sendlerowej" oparty jest na książce Anny Mieszkowskiej "Matka dzieci Holocaustu" (którą notabene zamówiłam sobie na prezent urodzinowy i już nie mogę się na nią doczekać). To historia młodej Polki Ireny Sendlerowej (ur. 15 luty1910r.), która podczas II wojny światowej, wraz z grupą współpracowników zainicjowała szeroko zakrojoną akcję ratowania żydowskich dzieci z getta warszawskiego. Jako pracownica socjalna (Rada Pomocy Żydom "Żegota" mianowała ją szefową oddziału dziecięcego w 1942 r.) posiadała przepustkę do getta, miejsca, z którego jedyna droga prowadziła do wagonów pociągów kierowanych do obozów zagłady. Każdego dnia ryzykowała własnym życiem, przemycając w walizkach, kufrach i samochodach, smutne, zaniedbane i skazane na śmierć dzieci. Ale ratowała nie tylko sieroty, ale także te dzieci, które posiadały tulące je do snu matki. To była dla nich jedyna szansa. Rozdzielenie z rodzicami było wybawieniem. Bolesnym, ale koniecznym.
Noworodkom, żeby nie płakały, podawała środki nasenne. Starsze dzieci przewoziła socjalnym samochodem, bądź przebierała w ukryciu za „polskie dzieci” i unikając wzroku gestapo przechodziła przez Sąd, który stał na linii tajnych podziemnych przejść i był jedną z nielicznych dróg ucieczki z getta. Po drodze uczyła ich nowych imion, nazwisk, miejsc pochodzenia i modlitw chrześcijańskich …robiła wszystko co w jej mocy, żeby dać im jak największą szansę przeżycia, docelowo umieszczając je w domach dziecka, polskich rodzinach i przytułkach prowadzonych przez zakonnice. Dane każdego uratowanego dziecka, oraz miejsca do którego trafiło, zapisywała na bibułce i umieszczała w szczelnie zamkniętym słoiku pod jabłonią. Sama została w 1943 r. zatrzymana przez gestapo,torturowana i skazana na śmierć. Tuż przed samą egzekucją została ocalona przez „Żegotę”.

Film doprowadził mnie do łez, ale czuję niedosyt. Zbyt skąpy jest w nim psychologiczny portret samej Ireny Sendlerowej i mam nadzieję, że książka mi to wynagrodzi. Bo mimo , iż Pani Irena nie lubiła kiedy określano ją mianem „bohaterki”, to dla mnie i tak nią jest. Na zawsze.
Uratowała około 2 500 dzieci… to o połowę więcej niż Schindler. Czemu zatem Schindlera znają wszyscy, a nazwisko Sendler wielu z nas nic nie mówiło do czasu plakatów reklamowych przed kinem? Skąd w trzydziestoletniej kobiecie taka siła? Taka miłość? Taka niewiarygodna wola walki z Hitlerem?

Irena Sendler zmarła 12 maja 2008 roku w wieku 98 lat.