2009-09-30

"Czerwona sofa" Michele Lesbre

 

Czerwona sofa” francuskiej pisarki Michele Lesbre, to kolejna z pozycji wyselekcjonowanych przeze mnie do projektu Kolorowe Czytanie. Co prawda od momentu jej zakończenia do teraz, przeczytałam już dziesięć innych książek, to jednak jest w niej coś takiego co nie pozwala mi o niej zapomnieć.
Ale zacznę od początku. Co mnie do sięgnięcia po nią skłoniło? A  więc była to okładka... rzadko mi się to zdarza, tym bardziej jeżeli zupełnie nie mam pojęcia kim jest jej autor, a nie ukrywam, że owej francuski wcześniej nie znałam. I tym oto sposobem, wkomponowana w tło białej ściany antyczna sofa w kolorze czerwonego wina, z grubymi welurowymi poduchami, zainteresowała mnie na tyle, że pani Lesbre znalazła się na moim magicznym biurku. Bo owa sofa to dla mnie symbol wspomnień, przyjemności i nastrojowości. Pamiętnik bez słów, ale z duszą. Czyli to co Virginia lubi najbardziej w przerwach między psychologicznymi labiryntami dusz niepokornych.
Ta niewielka objętościowo książka należy do gatunku tych, które kojarzą mi się z samotnym spacerem po plaży, w trakcie którego, z kroku na krok, staję się częścią przestrzeni jaka mnie otacza i jestem w stanie podążać tylko przed siebie z lekko przymkniętymi oczami. Otulać się mową mew, delikatnością morskich fal i początkiem dnia, który wraz z długością spaceru rozgrzewa mnie coraz intensywniej. Już od pierwszych zdań takich książek (bardzo podobnie się czułam czytając „Niech wieje dobry wiatr" Lindy Olsson) wiem, że nie wyskoczy mi z morza krokodyl, ani też żaden przelatujący ptak za przeproszeniem nie zapaskudzi mi rozanielonych, z leksza niesfornych blond włosów.

Anna, redaktorka jednego z francuskich pism, pasjonująca się w historiach kobiet takich jak Marion du Faouet, Olimpia de Gouges, czy Milena Jesenska, decyduje się nagle wyjechać z Francji do Rosji i odnaleźć po dwudziestu latach swoją dawną miłość – Gyla. Wsiada do pociągu i koleją transsyberyjską rusza w drogę, która staje się jednocześnie podróżą w przeszłość , jak i przyszłość. Z okien pociągu widzimy krajobrazy, budynki dworcowe, defilujące brzozy, enigmatyczne mokradła, aż nagle wyłania się nam obraz starszej kobiety, Clemence Barrot, za którą Anna bardzo tęskni i zaczyna wspominać chwile spędzone z sąsiadką mieszkającą piętro niżej. Nagle wiatr z uchylonego w przedziale pociągu okna przestaje wiać nam w oczy, odstawiamy na później ludzi poznanych przez Annę w trakcie podróży i zasiadamy na tytułowej czerwonej sofie, tuż obok Clemence, która w skupieniu i ze słodką euforią na twarzy słucha opowieści Anny o kobietach, które ją fascynują. Wspólnie też kobiety wychodzą do kawiarni, na spacery i wracają do wspomnień Clemence sprzed kilkunastu lat, kiedy to ginie jej ukochany Paul, którego zdjęcie nadal trzyma za oparciem sofy.
Już na samym początku obrałam sobie główną bohaterkę. Nie została nią Anna. Stała się nią Clemence. Historia tej staruszki bardziej mnie zafascynowała niż mężczyzna Anny znikający bez śladu , układający sobie życie w Irkucku, z dala od dawnej miłości. Nie wiem, może takie było zamierzenie pisarki, a może to ja mam słabość do starszych kobiet, świeżo zaparzonej herbaty, czarno białych zdjęć z 1943 roku i wspomnień o rzeczywistych postaciach takich jak choćby wspomniana już Milena Jesenska, której Franz Kafka oddał sporą część swojej duszy, a ich listy stały się jednymi z najbardziej namiętnych korespondencji listowych w świecie literatury.

Oczywiście pisarka nie zapomina o Gylu i Annie, tak jak ja to zrobiłam. Doprowadza ich historię do finału, ale cały czas, stojąc w tym pociągu obok Anny, bądź dreptając za nią po Irkucku, czekałam kiedy już nadejdzie ten moment na odpoczynek u boku Clemence na tytułowej, czerwonej sofie. Mężczyzna w obliczu kobiety u kresu życia stał się dla mnie postacią mało interesującą, ale czułam taką samą potrzebę jak Clemence… potrzebę towarzyszenia Annie w podróży życia w jaką się wybrała, nawet jeżeli ta podróż i dla niej w pewnym momencie straciła sens jaki jej wcześniej przypisała.

Polecam tę książkę na jeden z nadchodzących jesiennych wieczorów. A sama już z niecierpliwością czekam na kolejne polskie wydanie prozy Michele Lesbre, której „Czerwona sofa” została laureatką dziesiątej edycji nagrody Lista Goncourtów: polski wybór 2007, więc zapewne kolejne tytuły na naszych półkach znów się pojawią.

Czerwona sofa” - Wydawnictwo Sonia Draga – 142 strony.
Dedykowana "Pauli" i „Małemu panu ze stacji Gambetta”.
Słowo wstępne:
"Życie mknie, to podróż;
A ponad miasteczkami i zagubionymi wioskami,
chociaż konwoje czasu nadal za nimi pędzą,
nad opustoszałymi miastami i milczącą wsią
pozostaje najcudowniejsza, ta jakże droga i wierna utopia".

    / Anna Maria Ortese - październik 1991r./