2008-03-25

Już po Wielkanocy

Tegoroczna Wielkanoc jakoś nie wprowadziła mnie w nastrój świąteczny. Nie wiem, może to dlatego, że wyjątkowo w tym roku okien nie umyłam? A może dlatego, że ledwo co niedawno schowałam do pudełek ozdoby bożonarodzeniowe, uporałam się z upchaniem choinki na strychu i pozbyłam ostatniego woreczka zamrożonych karpi? A może to po prostu dlatego, że za oknem mamy śnieg, który sypie dziś od rana? Beznadzieja.
Jedynym symbolem wskazującym na obecność świąt jest pełna lodówka i kilkanaście czekoladowych zajęcy, kurczaczków, baranków, kilka czekolad, bombonierek, jajek niespodzianek i co za tym idzie walających się wszędzie papierków.
Ja jestem przeziębiona, w gardle płonie ogień i to o dosyć sporych płomieniach. Nici więc z zaplanowanego na dziś spacerku w wiosennych promieniach słonecznych i próby zrzucenia choć jednego posiłku. Siedzę więc i opycham się pysznym sernikiem z brzoskwiniami roboty mojej mamy. Zaraz za nim zjem pewnie kilka małych czekoladowych jajeczek, za którymi dzieci nie przepadają, a zajączek hojnie obdarował ich całą pięćdziesiątką. Że też nie mógł zapytać najpierw co oni lubią.
Chyba podrzucę je Hekowi, zjadłby pewnie ze smakiem, nie czekając na rozpakowanie ze sreberek, ba nie czekając nawet na wyjęcie ich z mojej torebki. Tak mi się o nim przypomniało, bo z racji świąt odwiedziliśmy wczoraj teściów.
Hek, inaczej Hekuś, Heklund, Heklondo, to wyżeł krótkowłosy moich teściów. Pies nadający się do programu "Zwyczajni-niezwyczajni". Wyjątkowe zwierzę, albo inaczej wyjątkowo wychowane. Ma własną kanapę, ukochane programy telewizyjne, ulubione piwo. Ma też własną toaletę na balkonie i na proste słowo "kupa" załatwia swoje potrzeby. Oczywiście nie jest to tak, że nie wychodzi na trawkę, czasem wychodzi, ale co jakiś czas bardzo ceni sobie intymność na tarasie.
Z miłości do jedzenia nabył też umiejętność otwierania kubła na śmieci i wyżerania z niego resztek. Przy dłuższej próbie sprawności otworzy także lodówkę i połknie w całości na przykład masło w papierku. Zje każde niepilnowane choć na sekundę jedzenie.
Sam w domu nie zostanie. Boi się. Nie do końca wiem kto, czy on czy teściu. Ewentualnie może zostać na godzinę, ale tylko przy odpowiednio ustawionej stacji radiowej, żeby nie czuł się samotny.
Gdzie śpi w nocy? Nie wiem i wolę nie wiedzieć. Nie pytam też gdzie śpi teściowa, albo w jakiej pozycji? Obawiam się jednak, że mały drobny wyżełek, śpi na łóżku małżeńskich tuż obok teścia.
Mimo tego dziwactwa widać, że jest szczęśliwy, że odpowiada mu rola kanapowca, choć jego koledzy są w tym czasie na polowaniu.
Różni są ludzie, różne są też zwierzęta. Jak widać i tu i tu możliwe są odstępstwa od normy.
Ja chyba też zaraz odejdę od świątecznych zwyczajów kolacyjnych i zamiast jajka w majonezie i galaretki z nóżek zjem na kolację kanapkę z żółtym serem, bo czuję się już jak ruska babuleńka.