2011-01-24

"Słodkie rodzynki, gorzkie migdały"


Mam dwie dusze, jedną, która płacze, i drugą, która się śmieje.
Ta szamotanina nastrojów to jestem ja. 
( Agnieszka Osiecka)

Z twórczością Agnieszki Osieckiej spotykamy się na co dzień, czasem nawet nie wiedząc, że cytujemy Jej słowa. Pozostawiła nam ich kilka tysięcy, w poezji, piosence, sztukach teatralnych... w naszych sercach. Najbardziej ceniona jest za nieprzemijalność, za umiejętność uchwycenia na pozór zwyczajnych chwil, które przez lata nie tracą na wartości... to poezja skrojona na miarę ludzkiego serca.
Nie pamiętam kiedy po raz pierwszy spotkałam się z Jej słowami, być może było to znacznie wcześniej niż mam tego świadomość. Najdalej sięgam pamięcią do Opola 1997 i niezwykłego wykonania piosenki "Na zakręcie" przez Krystynę Jandę... Dobrze się pan czuje? To świetnie. Właśnie widzę - jasny wzrok, równy krok, jak w marszu. A ja jestem, proszę pana, na zakręcie. Moje prawo to jest pańskie lewo. Pan widzi krzesło, ławkę, stół, a ja - rozdarte drzewo. Bo ja jestem, proszę pana, na zakręcie, ode mnie widać niebo przekrzywione (...). Te słowa Osieckiej jako pierwsze znałam na pamięć.
Wczorajsza sztuka "Słodkie rodzynki, gorzkie migdały", na którą wybrałam się po czeskiej stronie Cieszyna, tak bardzo mnie uwiodła, że dziś jeszcze siedzę na fotelu tego małego, bardzo kameralnego Teatru, i widzę sopockie molo, mgłę, latarnie i małą dziewczynkę huśtającą nogami nad wzburzonym morzem. To najbardziej wzruszający spektakl, na jakim byłam w przeciągu ostatnich kilku lat, nie chciało się otwierać oczu, wychodzić, przestać nucić... co doceniła publiczność owacjami na stojąco, i pewnie po niejednej twarzy, tak jak i mojej, spływały łzy kiedy wspólnie odśpiewaliśmy piosenkę "Niech żyje bal".
Jestem zachwycona grą aktorską, począwszy od kilkuletniej Katarzyny Stonawskiej, która odegrała lata dziewczęcości, poprzez młodą Annę Konieczną, perfekcyjną Joannę Litwin-Widerę, aż do ostatniej odsłony dojrzałej już Agnieszki Osieckiej, którą zagrała wzruszająca w finale, Anna Paprzycka. Zapadła mi też w pamięć Halina Pasekova, która grała matkę poetki oraz czarujący na scenie, zarówno doskonałą grą aktorską, uśmiechem, przenikającym głęboko głosem, jak i grą na trąbce, fenomenalny Tomasz Kłaptocz. Również grupa muzyczna, stworzona przez pianistę, skrzypaczkę, kontrabasistę i perkusistę, zrobiła na mnie niezapomniane wrażenie... gdybym tylko mogła, a nie mogę, bo to był ich ostatni występ, wybrałabym się na tę sztukę z przyjemnością raz jeszcze.

Pani Renata Putzlacher, znakomita poetka, autorka scenicznej wersji "Słodkich rodzynek...", inicjatorka powstania Kawiarni NOIVA, o której już kiedyś pisałam, w pamiątkowej książeczce poświęconej tej sztuce napisała:  
Często czuła się zagubiona i niespełniona; mówiła wtedy, że "cierpi na czarną melancholię". Jej nostalgiczne songi, tak niepodobne do piosenek z pierwszego etapu jej twórczości, pełne są goryczy przemijania. Ostatnie trzy lata swojego życia Osiecka poświęciła małemu sopockiemu Teatrowi Atelier, który jest miejscem niezwykłym, bo z przedstawień wychodzi się tu prosto na plażę. Andre Hubner-Ochodlo, dyrektor teatru, reżyser, aktor i pieśniarz, stał się jedną z bliskich jej osób. Teatr Atelier zajmował się projektami powstałymi na pograniczu kultur, szczególnie polskiej, niemieckiej i żydowskiej. Kolejne projekty teatralne spodobały się Agnieszce Osieckiej i w ten sposób warszawska artystka znalazła w Sopocie ostatnią przystań swojego życia, artystyczną i towarzyską. W tamtym okresie twórczość Osieckiej pogłębiła się i wzbogaciła o tony, które dotychczas pojawiały się w jej tekstach jakby mimochodem. Wtajemniczenie wiedzieli, że boryka się z chorobą nowotworową. Często siadywała na teatralnej ławeczce z widokiem na morze, molo i pustą wieczorem plażę (...)

Piękni ludzie, magiczny teatr na plaży i wszechobecny duch Agnieszki Osieckiej... Byłam tam, siedziałam na Jej ławeczce i słuchałam Jej piosenek, a po spektaklu spotkałam się z dyrektorem sopockiego teatru i zapytałam, czy moglibyśmy przygotować przedstawienie, w którym zabrzmiałyby również niektóre piosenki z płyty "Apetyt na życie". Już wtedy myślałam o kształcie naszego widowiska, oczami wyobraźni widziałam małą dziewczynkę na plaży i dojrzałą kobietę na molo. Czy to jest słodko-gorzka opowieść o życiu Agnieszki O.? Równie dobrze może to być opowieść o moim, twoim, ich życiu. Poetka mówiła jednak: "Wszystko co piszę, jest o mnie". Powiedzmy więc, że jest to bardzo osobiste widowisko muzyczne, zapis zdarzeń i olśnień, które nieżyjąca już poetka codzienności zamknęła w swoich piosenkach. O dziwnych czasach, które m.in. kojarzą nam się właśnie z piosenkami Agnieszki Osieckiej. O życiu, w którym radości przeplatają się ze smutkami, nadzieje z rozczarowaniami. Słodkie rodzynki z gorzkimi migdałami...