Książki to także świat, i to świat, który człowiek sobie wybiera, a nie na który przychodzi napisał kiedyś pięknie Wiesław Myśliwski, i dumna jestem z faktu, że do tego świata przynależę. Nie wyobrażam sobie dnia bez czytania, domu bez książek, niezastruganych ołówków na biurku, spaceru ulicami jakiegokolwiek miasta bez wstąpienia do kilku księgarń, zamknięcia oczu i marzeń o takowej na własność. Marzę o prawdziwym Domu Książki, z dzwoneczkiem wietrznym przy drzwiach, z wygodnymi fotelami, stylowymi lampkami, ręcznie robionymi zakładkami, z drabiną w rogu, która pozwoli sięgnąć po te złożone pod samym sufitem; z kawą podawaną w oryginalnych filiżankach, truflami w czekoladzie, migdałami w cynamonie... Ze zdjęciami pisarzy na ścianach, cytatami za szklanymi szybkami, biuletynami, gazetami o tematyce literackiej sprzed lat... O witrynie w której każdego roku poświęcałoby się osobne stanowisko jakiemuś pisarzowi, bądź poecie, przeżywając wspólnie z czytelnikami na przykład "Rok Virginii Woolf" - obecny 2011 - bo przypada aktualnie 70 rocznica jej śmierci, albo "Rok Czesława Miłosza", bo takim został 2011 ogłoszony, z racji setnej rocznicy urodzin Poety.
Tak wiem, to tylko marzenia, nierealne w małym miasteczku, gdzie czytelnictwo z tego co obserwuję, ogranicza się w przewadze do tego co wyłożone na półce z pseudo-bestsellerami... Stworzyłabym pewnie swoją własną świątynię, własny pokój, który doceniłyby tylko złożone w równych rzędach na półkach książki, z których ścierałabym codziennie kurz, opowiadając im historię pewnej zapomnianej księgarenki na skraju miasta. Swymi pomarszczonymi ustami, oparta o laskę, mówiłabym niestrudzenie do tych nowych i tych, które bym w ramach antykwariatu przez lata przygarnęła, dając im siebie i ciepłe miejsce pomiędzy dwoma innymi równie zapomnianymi książkami. Czy ktoś jeszcze by nas odwiedzał? Czy przepadłabym w kieracie niszowych przedsięwzięć?
Lubię przeszukiwać stare książki i wynajdywać jakieś ślady ich historii, lubię wgryźć się w zapach, który kojarzy mi się z piwnicą mojej babci. To w tych sprzed lat znajdujemy znacznie więcej ciekawych dopisków, informacji, dedykacji dla na przykład Obywatelki Stefanii wypisanej pięćdziesiąt lat temu... Można też wyczytać w jakim nakładzie były wydawane, na jakim papierze, kiedy oddano do składania, kiedy podpisano do druku, kiedy druk ukończono. Z każdym rokiem kilkanaście takich właśnie perełek adoptuję, bo książki przecież mają duszę, tylko jak się okazuje nie wszyscy mają serce do książek i większość tych starych jest porzucana, upychana w kartonach, zapominana, czasem nawet palona. Ale czy w czasach audiobooków, e-booków, czytników, Vatu narzuconego na książki, taki Antykwariat w połączeniu z wymarzonym przeze mnie Domem Książki miałby jakikolwiek sens? Czy 35 tys. miasteczko posiadające już dwie księgarnie, podzieliłoby się na tych co idą po książkę na prezent, i tych co tęsknią za takim właśnie miejscem z duszą?
Tak wiem, to tylko marzenia, nierealne w małym miasteczku, gdzie czytelnictwo z tego co obserwuję, ogranicza się w przewadze do tego co wyłożone na półce z pseudo-bestsellerami... Stworzyłabym pewnie swoją własną świątynię, własny pokój, który doceniłyby tylko złożone w równych rzędach na półkach książki, z których ścierałabym codziennie kurz, opowiadając im historię pewnej zapomnianej księgarenki na skraju miasta. Swymi pomarszczonymi ustami, oparta o laskę, mówiłabym niestrudzenie do tych nowych i tych, które bym w ramach antykwariatu przez lata przygarnęła, dając im siebie i ciepłe miejsce pomiędzy dwoma innymi równie zapomnianymi książkami. Czy ktoś jeszcze by nas odwiedzał? Czy przepadłabym w kieracie niszowych przedsięwzięć?
Lubię przeszukiwać stare książki i wynajdywać jakieś ślady ich historii, lubię wgryźć się w zapach, który kojarzy mi się z piwnicą mojej babci. To w tych sprzed lat znajdujemy znacznie więcej ciekawych dopisków, informacji, dedykacji dla na przykład Obywatelki Stefanii wypisanej pięćdziesiąt lat temu... Można też wyczytać w jakim nakładzie były wydawane, na jakim papierze, kiedy oddano do składania, kiedy podpisano do druku, kiedy druk ukończono. Z każdym rokiem kilkanaście takich właśnie perełek adoptuję, bo książki przecież mają duszę, tylko jak się okazuje nie wszyscy mają serce do książek i większość tych starych jest porzucana, upychana w kartonach, zapominana, czasem nawet palona. Ale czy w czasach audiobooków, e-booków, czytników, Vatu narzuconego na książki, taki Antykwariat w połączeniu z wymarzonym przeze mnie Domem Książki miałby jakikolwiek sens? Czy 35 tys. miasteczko posiadające już dwie księgarnie, podzieliłoby się na tych co idą po książkę na prezent, i tych co tęsknią za takim właśnie miejscem z duszą?
Wracając do mojego podsumowania, zeszły rok uważam za bardzo obfity i wartościowy, zarówno pod względem zdobyczy, ilości przeczytanych książek, jak i natrafienia na Autorów, którzy stali mi się bardzo bliscy. Dokonałam sporo wyborów, czytałam kilka książek naraz, odkładałam te mniej interesujące, by sięgnąć po coś bliższego mej duszy, z przerwami na dużą dawkę poezji. Mimo nagminnych propozycji współpracy, nie zdecydowałam się na żadne Wydawnictwo, bo jestem typem czytelnika wolnego, ciągle poszukującego, ale w obrębie pewnych już z wiekiem obranych świadomie literackich szlaków. Poza tym nie lubię kiedy ktoś mi coś narzuca i nie mam czasu na spełnianie marketingowych planów, nawet kosztem darmowej książki. Nie neguję tego, ale też nie tędy moja droga.
W tym roku moja biblioteczka przyrosła o ponad 130 książek ( w tym znalazły się nowe, te z antykwariatu, z wyprzedaży bibliotecznej, otrzymane w ramach prezentów, dwie w języku włoskim i jedna w angielskim), z czego przeczytałam 62 książki, w tym 31 napisanych przez mężczyzn, 29 przez kobiety, jedną napisaną wspólnie przez kobietę i mężczyznę, oraz jedną pracę zbiorową. Podział na literaturę polską i zagraniczną rozłożył się z przewagą dla zagranicznej 36 do 26 książek. Na szczycie znalazła się oczywiście Virginia Woolf... przeczytałam osiem książek jej autorstwa, oraz trzy o niej samej, bądź ludziach z nią blisko związanych. Z pozostałych Autorów najwięcej przyjemności minionego roku sprawił mi T.Mann, E.M.Remarque, T.Capote oraz z polskich, S.Chwin, A.Libera, E.Rylski, R.Grzela i J.Dehnel (oraz Marta Fox i Anna Janko, wspaniałe kobiety-pisarki, których książki czytałam wcześniej, ale z którymi na co dzień jestem blisko podczytując ich blogi).
Jak widać sami mężczyźni, co w stosunku do równowagi jaka panowała w moich wyborach czytelniczych pod kątem płci, świadczy o tym, że jednak w moim przekonaniu mężczyźni piszą lepiej. Jak będzie w tym roku? Myślę, że podobnie, bo idąc śladami ulubionych, będę sięgać po prostu po ich kolejne książki.
Jak widać sami mężczyźni, co w stosunku do równowagi jaka panowała w moich wyborach czytelniczych pod kątem płci, świadczy o tym, że jednak w moim przekonaniu mężczyźni piszą lepiej. Jak będzie w tym roku? Myślę, że podobnie, bo idąc śladami ulubionych, będę sięgać po prostu po ich kolejne książki.
Na górze, w zakładkach podkreśliłam książki, które była dla mnie ważne tego roku. Gdybym miała wymienić trzy (omijając V.Woolf, bo wszystkie 11 książek jej i o niej uważam za ważne), co jest niezwykle trudne, to wskazałabym "Czarodziejską górę" T.Manna, "Łuk triumfalny" E.M.Remarque i "Madame" Antoniego Libery. Wiem, miały być tylko trzy, ale jeszcze "Złoty pelikan" S.Chwina, "Lala" J.Dehnela i inne :) A Wy? Dokonaliście już czytelniczego podsumowania roku? Jesteście w stanie wskazać trzy? No dobra, zgadzam się na pięć :)