2014-12-29

Takie tam


Żyjemy tylko chwilę.
Chciałabym pozwolić sobie na pełnię szczęścia.
Pieprzyć to.
Tę pracę będącą chmurą na czystym niebie.
Ufam sobie.
Pragnę być raz w roku nad morzem i czytać nieustannie.
To poza zdrowiem rodziny jedyne o czym marzę.
Za każde inne pieniądze zarobione poza korporacją dam radę.
Pieprzyć to.
Chcę w końcu bardzo Chcieć, a nie bardzo Musieć.
Żyjemy tylko chwilę.
A ja od jakiegoś czasu żyję w dwóch przestrzeniach,
w dwóch różnych światach.
Rozrywa mnie świadomość tego,
jak bardzo światy te różnią się od siebie.
Pieprzyć jeden z nich.
Żyjemy przecież tylko chwilę.


2014-12-26

Stanisław Barańczak


24 grudnia 1971 roku

W Wigilię każdy do żłobu się pchałby:
w delikatesach ścisk, błoto i zaduch.
Z powodu puszki kakaowej chałwy
organizuje oblężenie lady
tłum objuczony, grożąc samosądem:
każdy sam sobie królem i wielbłądem.

Torby, pakunki, worki, siatki, tutki,
czapki, krawaty, przekrzywione na bok.
Wszędzie woń dorsza, cynamonu, wódki,
świec, mandarynek, igliwia i jabłek.
Przez chaos twarzy i śnieżną zawieję
nie da się dojrzeć ścieżki do Betlejem.

Roznosiciele ubożuchnych darów
śpieszą się, skaczą do tramwajów w biegu;
w wyrwy podwórek wsiąka z wolna naród,
choć wie, że nie ma w stajence niczego:
nie ma bydlątek, żłobu, ni tej Pani,
nad której głową nimb złoty się pali.

Pustka. Lecz sama myśl o niej sprowadza
światełko znikąd. I światłość się jarzy.
Im potężniejsza jest Heroda władza,
tym większa pewność, że cud się wydarzy.
W tej zależności, trwałej niewzruszenie,
ma swój mechanizm Boże Narodzenie.

To właśnie Jego niechybne nadejście
świętują wszyscy, zestawiając razem
stoły. Choć gwiazdy w ciemnościach nikt jeszcze
nie wypatruje, widać już wyraźnie,
że zacność jakaś wśród ludzi rozbłyska,
jak rozniecone pasterzy ogniska.

Sypie śnieg; twarze jak plamki w zamieci.
Dymią fanfary kominów. Król Herod
pije. Kobiety ukrywają dzieci.
Kto zaś nadchodzi - dowiesz się dopiero:
nikt jeszcze nie wie, i gdy to się zdarzy,
może nie pozna nikt przybysza twarzy.

Lecz, gdy w drzwiach twoich, otwartych w połowie,
z mgły i przeciągu i mroku gęstego
postać wyłania się, w chuście na głowie,
wtedy i Dziecię, i Ducha Świętego
całym swym wnętrzem otulasz jak gniazdem;
spoglądasz w niebo - i widzisz ją: gwiazdę.

1972
 

Josif Brodski, tłum. Stanisław Barańczak, z tomu "82 wiersze i poematy"


W Wigilię zmarł Krzysztof Krauze, reżyser którego ceniłam za  filmy "Plac Zbawiciela", "Mój Nikifor" i "Papuszę".  Dziś wiadomość o śmierci Stanisława Barańczaka. Smutno.
Dzięki Grzegorzowi Kozerze (od lat lubię podglądać co czyta) i dzięki tłumaczeniom Stanisława Barańczaka, Josif Brodski stał się jednym z moich ulubionych poetów. "Znak wodny" mam zawsze w pobliżu. Gdyby nie Stanisław Barańczak nie sięgnęłabym też pewnie po Seamusa Heaneya. O Szekspirze nie wspomnę, bo oczywiste, że to wybitne przekłady. 

Mamy wielu dobrych tłumaczy - by się o tym przekonać, wystarczy przeczytać wybór wierszy Dereka Walcotta "Mapa Nowego Świata". Na wyżyny wznieśli się właściwie wszyscy z jedenastu translatorów. Nie ma jednak wśród nich nikogo, kto mógłby równać się z Barańczakiem, jeśli chodzi o przekłady poezji metrycznej, ujętej w regularne strofy i rymy, opartej na precyzyjnych, kunsztownych układach wersyfikacyjnych. W tej konkurencji Staszek jest jedyny i wyjątkowy" - Jerzy Illg, "Mój Znak" - "Przewodnik Barańczak".


Ciała i dusze

(...)

3. Którym ktoś umarł

Osobni. Oddzieleni. Ale z przodu, najbliżej ołtarza,
Jak panny młode. Albo jak ci chłopcy, którym
wolno było wyjść wcześniej, bo czekało ich ćwiczenie gam;
Uprzywilejowani, lecz nie budzący zazdrości:
Każdy pozostawiony w czterech ścianach, sam,
Świadomy dwoistości sensu słowa "ćwiczyć",
Z zamkniętymi oczyma, plecami jak deska,
Zimnymi dłońmi ponad klawiaturą.
I dziki wrzask dotkniętych nietrafnym akordem klawiszy.


Seamus Heaney, tłum. Stanisław Barańczak, z tomu "Światło elektryczne"


Stanisław Barańczak


Jerzy Kwiatkowski napisał dla "Twórczości" w 1980 roku tak o poezji Stanisława Barańczaka:

"Felietony poetyckie" - Jerzy Kwiatkowski, Wyd. Literackie, Kraków, 1982



których słów potwierdzenie znajduję w poniższym wierszu, gdzie świat powszedni jest najistotniejszy, jak zresztą w całej poezji Barańczaka, którą stopniowo odkrywam. Za późno. Zdecydowanie za późno.

"Felietony poetyckie" - Jerzy Kwiatkowski, Wyd. Literackie, Kraków, 1982





2014-10-27

Kornel




10 lutego 2010

"W młodości odwiedzałem mojego przyjaciela i mistrza Kornela Filipowicza. Powiedzieć, że traktował żółtodzioba po partnersku, to nic nie powiedzieć. Siedziałem po przeciwnej stronie olbrzymiego, zagraconego biurka, Kornel częstował rozpuszczalną nescą, zapalał papierosa, najpierw powściągliwie zwierzał się z jakichś swoich problemów warsztatowych, potem podnosił głowę i pytał: A Ty? Piszesz coś? Co piszesz? - Opowiadanie - ledwo artykułowałem, udławiony dumą, że klasyk ze mną jak pisarz z pisarzem gwarzy. - Opowiadanie - powtarzał. - Wieleż będzie miało stron? - Dwanaście - odpowiadałem. 
Kornel zamyślał się i po chwili mówił: - Piękny rozmiar."

                                                                                                                 Jerzy Pilch, "Dziennik"

Dziś 101. rocznica urodzin Mistrza Kornela.

2014-07-22

Wyjrzeć zza ścian, zbliżyć się...





"To see the world,
things dangerous to come to,
to see behind walls,
draw closer,
to find each other
and to feel.
That is the purpose of life."

 

2014-04-23

"Książka to ściana. Chowam się za nią by nikt mnie nie widział i żebym ja także nikogo nie widziała." - Susan Sontag




"Powiedziałeś, że literaturze zawdzięczamy wszystko, czym jesteśmy i czym byliśmy. Jeśli znikną książki, zniknie historia, znikną ludzie. W pełni się z Tobą zgadzam. Książki to nie tylko prosta suma naszych marzeń, nasza pamięć. Dają nam także możliwość wykraczania poza samych siebie. Niektórzy ludzie uznają czytanie wyłącznie za rodzaj ucieczki - ucieczki z prawdziwego świata codzienności do domeny wyobraźni, uniwersum książek. Książki są czymś znacznie więcej. To sposób na osiągnięcie człowieczeństwa." - Susan Sontag w rozmowie z Jonathanem Cottem, "Myśl to forma odczuwania".

"Książka to ściana. Chowam się za nią by nikt mnie nie widział i żebym ja także nikogo nie widziała." - Dziennik, tom 1. 1947-1963, maj 1961.

"Kilka lat temu zdałam sobie sprawę, że od czytania źle się czuję i jestem jak alkoholik, który po każdym ciągu ma kaca. Po godzinie czy dwóch spędzonych na buszowaniu w księgarni czułam się otępiała, niespokojna, przygnębiona. Nie wiedziałam jednak, dlaczego tak się dzieje. I nie mogłam się powstrzymywać od ciągłego sięgania po książki." - Dziennik, tom 1, wpis niedatowany.

"Miłość do książek. Moja biblioteczka to archiwum pragnień." - Dziennik, tom 2. 1964-1980, kwiecień 1980.

2014-02-16

"Wszystko jest poezją"



Niedziela. Czas na równowagę. Odkładam pracę, sięgam po kolejną kawę i zmieniam zawodowe słownictwo w poezję. Ciepła kawa zdaje się być poezją. Sama myśl o Rosalii Wiesner też. Odkąd poznałam dokładnie historię pierwszej kawiarni Avion, czuję się  jeszcze bardziej związana z tą obecną. Dlatego nie mogłam ominąć debiutanckiego wydania nakładem Biblioteki Miejskiej w Czeskim Cieszynie gazety Avion, obecnej w dwu językach, polskim i czeskim. W dużym formacie, w sepii i na dobrym papierze, za jedyne 29 kc. A w niej dużo historii, wspomnień, minionych wydarzeń kulturalnych, salonów dyskusyjnych, muzycznych, literackich i edukacyjnych. Poezja. Tak, ciepła kawa i literatura - nawet ta oczekująca - sama myśl o tych dwóch nierozłącznych przyjemnościach, bywa dla mnie poezją. Wyczekiwaną. Niezmiennym podnieceniem od lat, spojrzeniem na zapchane książkami półki. Radością wyboru.
Po całym tygodniu planów, raportów, celów sprzedaży potrzebuję niedzieli, by się odgrzebać z korporacyjnych zobowiązań. Nie znaczy to, że nie lubię swojej pracy (odpowiedni ludzie są siłą napędową) ale wiem, że pracoholikiem skupionym tylko i wyłącznie na karierze nigdy nie będę. Wiem jak to się kończy, dlatego lubię w sobie tę potrzebę złapania równowagi i doszukiwania się poezji w życiu, jak napisał Edward Stachura - przemiany pierwszego życia, całkiem fałszywego lub tylko ćwierćprawdziwego, lub co najwyżej półprawdziwego , w drugie, absolutnie prawdziwe życie, lub mówiąc inaczej i może dokładniej: przemianą przeżycia w życie.
Sięgnęłam po Edwarda Stachurę ze względu na tytuł, z trudem odczytany z zakupionego za trzy złote starego wydania "Wszystko jest poezją", i efekt rozmyślań o zapomnianych autorach. W tym roku odpuszczam nowości, czuję się wolnym czytelnikiem, podczas gdy zeszłego roku płynęłam z prądem i przestałam w pewnym momencie czerpać przyjemność z lektury. Podziwiam tych, którzy recenzują na bieżąco nowości. Nie nadaję się. Chyba nigdzie nie udaje mi się na dłużej być pod wpływem czegoś agresywnie mi narzucanego. Odwracam się szybko. Wszystko co odczuwam i przeżywam musi wynikać z głębokiego ja. Nie umiem bywać nie sobą, zaraz zdradzam ciałem i myślą niechęć. We wszystkim, od codzienności poprzez długotrwałe cykle życiowe. Wróciłam więc do starych opowiadań Tomasza Manna, obecnie do Stachury, obok łóżka czeka Hłasko, Hesse, Styron, Marai, Iwaszkiewicz, Mrożek, Czechow, Marquez. "Doktor Faustus" i "Doktor Żywago". 

Przemieniam przeżycia w życie za Stachurą, a raczej ze Stachurą. W odpowiedniej chwili na jego słowa trafiłam. Od jutra zaczynam sześciotygodniowy kurs z artystą fotografikiem panem Michałem Cała. Jego fotografie były publikowane w albumach: Antologia fotografii polskiej 1839-1989, Mistrzowie polskiego pejzażu, Polska fotografia w XX wieku. Laureat wielu konkursów fotograficznych i wystaw, w tym znanego czarno-białego cyklu "Śląsk". Przestałam się przejmować ilością obowiązków, odkryłam w tej decyzji kilka wersów mocnej, potrzebnej poezji. Nie mogę się jutra doczekać. Fotografia bywa piękną poezją. Czytam dalej Edwarda Stachurę - Wszystko jest poezją, a najmniej poezją jest napisany wiersz; każdy jest poetą, a najmniej poetą jet poeta piszący wiersze: czy to jest też oczywistość? Jeszcze nie wiadomo. Wiele znaków na ziemi i niebie wskazuje na to, że tak istotnie jest. Wiele znaków zwłaszcza na ziemi. Wiele znaków zwłaszcza na książkach. Na książkach zwłaszcza "poetyckich". Wszystko jest poezją: to, że idziesz do księgarni, kupujesz tomik wierszy, wychodzisz na ulicę, przy straganie kupujesz pół kilo czereśni albo pół kilo śliwek, zależy, jaka pora roku, idziesz do parku, siadasz na ławce, jedną ręką przewracasz kartki, drugą sięgasz po czereśnie lub śliwki, zależy jaka pora roku, wszystko to jest oczywiście poezją, a najmniej poezją są czytane wiersze. Bo czytasz, i co czytasz? [1]

Moją poezją przez najbliższe tygodnie będzie fotografia. Droga tam i z powrotem też nią będzie. Tam w niecierpliwości, z powrotem z nowo zdobytą wiedzą. Sześć tygodni w oparciu o solidny, ważny, poetycki poniedziałek. Jakże się w takim wypadku nie cieszyć na resztę tygodnia? No jak? Wszystko może być poezją... Wszystko. Nauczmy się czytać mijane w życiu wiersze.


2014-01-26

Muzycznie


Dziś jeszcze dzień z Woolf, dziennikiem, Bloomsbury, morświnem...



(...) Lay me down
Let the only sound
Be the overflow
Pockets full of stones

Lay me down
Let the only sound
Be the overflow


2014-01-25

"Ośmielę się powiedzieć, że niewiele jest kobiet szczęśliwszych ode mnie"


Portret Virginii Woolf - Włodzimierz Janota, 2011r.

w razie pożaru wynoszę to....

"Writers Tears" - niespodzianka od męża :)


"nigdy nie udawać, że rzeczy, których się nie ma, są niewarte posiadania... Nie udawać nigdy, że dzieci, na przykład, da się zastąpić czymś innym" (D 2 I 1923)

"Człowiek zagłębia się w studnię i nic nie uchroni go przed doznaniem prawdy. Tam, w dole, nie mogę pisać ani czytać. A przecież istnieję. Jestem. I zadaję sobie pytanie: czym jestem? i bardziej niż na powierzchni bliska jestem znalezienia odpowiedzi, która okazuje się jednak mniej pochlebna - bo, prawdę powiedziawszy, na powierzchni chwalą mnie bardziej niż na to zasługuję" (D 28 IX 1926)

"Ośmielę się powiedzieć, że niewiele jest kobiet szczęśliwszych ode mnie - choć nie uważam się za kogoś wyjątkowego; czuję jednak, że dane mi jest prawdziwie upajać się życiem, a jest w nim mnóstwo szampana. Małżeństwo moje nigdy nie było nudne; co to, to nie" (D 26 VII 1930)

"Moim zdaniem, nie starzejemy się, a tylko nieustannie zmieniamy naszą pozycję wobec słońca" (D 2 X 1932)

A na dobranoc fragment "Fal":

"Słońce wpadało ostrymi klinami do pokoju. Wszystko, czego światło dotknęło, pogrążało się w fanatycznym bycie. Talerz przypominał białe jezioro. Nóż wyglądał jak lodowy sztylet. Nagle ukazały się szklanki wsparte na smugach światła. Stoły i krzesła wypłynęły na powierzchnię, jakby przedtem były pogrążone w wodzie i teraz wypłynęły pokryte cienką mgiełką czerwieni, pomarańczu, purpury, jak meszek na skórce dojrzałych owoców. Żyłki na szkliwie porcelany, słoje drewna i włókna maty nabierały coraz delikatniejszego rysunku. . Nigdzie nie było cienia. Wazon był tak zielony, że spojrzenie, które jak przez lejek zdawał się wchłaniać intensywnością barwy, przylegało doń jak pijawka. Potem kształty wypełniły się i obrysowały ostrymi krawędziami. Tutaj  było wybrzuszenie krzesła, tam bryła kredensu. Wzmagając się, światło pędziło przed sobą stada cieni, które łączyły się w jedną masę, zawisając w głębi wielokrotnie nałożonymi warstwami" - przeł. Lech Czyżewski

2014-01-15

Nosorożec Małgosi i trzy owieczki


Zachłanna bywam na myśl o pocztówkach. Chętnie zapełniłabym nimi kolejną ścianę, potem szufladę, kufer pocztowy i wolne miejsca na lodówce. Wpycham pocztówki w kalendarze, czytane właśnie książki, zapominam w łazience, gdzie w wannie odczytuję je w ciszy ponownie. Tak samo jak listy. To takie zaskakujące w dobie stukania w klawiatury, wzruszające, ta myśl że komuś się chciało o czwartej nad ranem. Traktuję to z radością... tak Paddy - jestem tak samo niepoważna jak Małgosia w tym temacie :)
I Asia też. Jej wystarczyło wspomnieć, że Lola by się ucieszyła na widok pocztówki od kolegi z dalekiej Zielonej Wyspy. I pojawiła się ona w dniu jej siódmych urodzin w skrzynce, co nie obyło się bez okrzyku radości. Listonosz też musiał się uśmiechnąć. Któż nie uśmiechnie się na widok trzech owieczek, nosorożca i wiersza. Ludzie chyba już nie przekazują sobie poezji pocztówkami. Małgosia jest wyjątkowa. 


Owieczka Małgosi

"Grono" i nosorożec Małgosi

Owieczki Asi


pozostałe cudowności pocztówkowe




grono
.
.
eksplozja w jego głowie pojawiła się znienacka
latem w opowieściach konsekwentnie ale bez logiki
pachniał dzieciństwem gdy ja chroniłam przed
spojrzeniami z naprzeciwka i cóż z tego że rwał
pajęczyny i rozrzucał je po wodzie nadal stoję
w przeciągu ze szramą wzdłuż kręgosłupa wylewa się
ze mnie i kurczy surrealna bliskość pachnie
spacerami wzdłuż Warty wokół krzeseł które kiedyś
przetrę do korzeni


Małgorzata Południak


2014-01-09

Lola



Kocham ją nie tylko za to jaka jest. Kocham ją przede wszystkim za to, jaka ja jestem dzięki niej. I tak już od siedmiu lat. Staje się panienką z własnym planem na życie. Już nie lubi empi, ani też noszenia przeze mnie tornistra. Chce być samodzielna, i dzielna też. Zawsze uśmiechnięta, z przerwami na zastanowienie. Na pytanie co robisz kiedy nikt nie widzi odpowiedziała podkradam surowe ciasto. Lubi kąpiel w wannie w malinowym czepku, sny, muzykę, taniec, czytanie mi, a potem kiedy ja czytam jej. I wieczorne (nie)poważne rozmowy i śmiechy w łóżku, aż po czkawkę. Najpierw jej, potem moją. Turlamy się w pościeli, nad głowami gwiazdy. Mogłabym tak spędzić resztę życia.