2013-01-25

dzień z Virginią Woolf - 131. urodziny (1)


Virginia Woolf

Nadal, niezmiennie od kilku lat, poszerzam swoją wiedzę o twórczości i życiu Virginii Woolf. W rocznicę jej 130. urodzin przeglądając „Chwile wolności. Dziennik”, zauważyłam jak wiele mi umknęło, i tak naprawdę dopiero po tych wszystkich przeczytanych przez ostatnie lata książkach (zarówno o niej, jak i jej autorstwa) Dzienniki będą trafionym powrotem. Ponowną podróżą, bogatszą o wychwycenie nawet pojedynczych słów, których mi brakuje, by upiąć końce kilku niejasnych nadal kwestii. Virginia Woolf miała tak bogate, pełne zawiłych psychologicznych perturbacji życie, że nie sposób w kilku zdaniach jej przedstawić. Dla jednych pozostanie obłąkaną, ponurą, niepewną siebie i świata wycofaną kobietą; dla innych jej posępny wizerunek uchwycony na fotografiach, czy pojedyncze zdania umieszczone na okładkach książek, nie będą wcale podstawą ku jej krytycznej ocenie. Virginię Woolf trzeba poznać dogłębnie od pierwszych lat życia, zajrzeć do ciemnych pokoi jej wiktoriańskiego domu z dzieciństwa, zrozumieć, zaakceptować, docenić siłę jaką musiała posiadać, by przejść przez cztery trudne dla niej śmierci w stosunkowo krótkich odstępach czasu i mimo załamań podnieść się i zostać jedną z czołowych postaci literatury modernistycznej XX wieku (matka Julia zmarła w 1895 roku, przyrodnia siostra Stella - 1897, ojciec  Leslie - 1904, brat Thoby - 1906).

Czuję, że pisząc, robię coś, co jest o wiele potrzebniejsze, niż wszystko inne – pisała Virginia w eseju „Szkic z przeszłości”. Kochała pisać, nie tyle tworzyć powieści, ile po prostu pisać. Szczególnie żywiła namiętność do niedocenionych form literackich, takich jak dzienniki, eseje, czy listy i choć po części traktowała ten rodzaj pisarstwa jako swego rodzaju ćwiczenia, to jednak czytając jej teksty czuć, że robiła to z wielką miłością do słowa i z przekonaniem, że kontynuowanie rodzinnej tradycji jakim było od lat zachowywanie wspomnień w formie dzienników jest czymś w rodzaju zaszczytu. Tradycję ową napoczął dziadek Virginii James Stephen, a następnie z oddaniem kontynuował ją Leslie Stephen, ojciec Virginii, spisując choćby bolesne wspomnienia o zmarłej żonie. Virginia zatem od dziecka wychowywana była w duchu szacunku dla literatury, dla słowa, i już jako nastolatka wraz z ukochaną siostrą podjęły bardzo ważne życiowe decyzje. Virginia miała zachowywać wspomnienia na kartkach. A Vanessa na płótnie. Jedna z sióstr Stephen została więc pisarką. Druga malarką.

Melodia prozy Virginii Woolf nieustannie mnie zachwyca. Pełna metafor, poetyckich obrazów; odniesień do kolorów, zapachów, przeżyć i szczegółów. Charakterystyczna dla jej nastrojów, często lekko rozproszona, ale nigdy chaotyczna. Dla wielu czytelników jednak nudna, wręcz męcząca i odciągająca od sedna przekazu. Niemożliwa do przebrnięcia. Nie każdy bowiem potrafi przesiąść się z pędzącego pociągu jakim jest nasze aktualne życie, na pokład dostojnie wiszącego ponad chmurami balonu. Virginia była autorką autobiograficzną głęboko skupioną na sobie, czemu dawała upust w swoich tekstach. Nieustannie zadawała sobie pytanie, czy można opisać samą siebie. Spoglądała głęboko w swoją duszę, starała się ją zrozumieć i ubierała bohaterów swoich książek w siebie, by móc później z boku się im przyjrzeć i poczuć do siebie odrazę  kończącą się kolejnym załamaniem nerwowym związanym z postawieniem ostatniej kropki, bądź oddaniem książki do druku. Dla mnie Virginia Woolf jest kobietą niezwykle intrygującą, inteligentną, sumienną i wbrew opiniom silną. Skutecznie dążyła swą pracowitością do wydań kolejnych książek, a jednocześnie robiła to z charakterystyczną sobie intensywnością przeżywania i umiejętnością zauważania tego, co większości ludziom z codzienności się wymyka i nie ma znaczącego przekładu na odczuwanie życia. Potrafiła godzinami spacerować w samotności pośród wzgórz South Downs, rzadziej przez Londyn, patrzeć, dostrzegać i zapisywać w pamięci szczegóły. Wydaje się, że nigdzie się nie śpieszyła, że garb przeżyć jaki przez całe życie musiała dźwigać, skutecznie ją spowalniał. Jedynie pisanie płynęło wartkim nurtem, od pewnego momentu czas odliczała od zaczęcia, do skończenia kolejnej książki... między pisaniem podróżowała, pielęgnowała przyjaźnie, pisała mnóstwo listów, czasem piekła chleb, sprzątała by uspokoić zasupłane myśli, a wieczorami namiętnie oddawała się lekturze.
Cenię sobie w równym stopniu zarówno jej powieści, jak i dzieła krytyczno - literackie, eseje i listy. To wielkie bogactwo, że z tak różnych stron można ją poznawać. Patrząc na fakt, iż nie miała żadnego wykształcenia, całe życie liczyła na palcach, zmagała się ze stanami depresyjnymi, a jednak dzięki pasji i zaparciu napisała tyle tysięcy słów, zasługuje na pamięć i ciągłe jej odkrywanie. Wielka moja radość, że jeszcze sporo odkryć przede mną. Bo choć po tylu przeczytanych słowach rozumiem ją chyba bardziej niż wydawało mi się to możliwe do osiągnięcia, to jednak jak sama Virginia pisała w Dzienniku 22 marca 1919r. - Kobieta niepojęta niepojętą pozostanie, co stwierdzam z przyjemnością. Potwierdzam te słowa z równie wielką przyjemnością, bowiem badanie niepojętego trwać może wiecznie.

Tekst ten napisałam dla 42. numeru Kwartalnika "sZAFa", w marcu zeszłego roku - http://archiwum5.kwartalnik.eu/42/index.htm