2012-08-09

"Włochy to sen, który powraca do końca życia"


Oczywiście, że dawno temu wróciłam. Moja cisza tutaj wynika z ciszy wewnętrznej, jeszcze szumię jedynie. Boję się zagłuszyć to wszystko słowami. Jak co roku walizki stoją na poddaszu otworem, by jeszcze nie wracać w pełni. Dla dobrego samopoczucia mojego, i suni naszej. Uwielbia ona podróże, szczególnie upodobała sobie te wyimaginowane. Wskakuje, dziurę kopie, ręcznik w lewo, nie - w prawo, nie - pod siebie. Klapa walizy się zamyka. Jedziemy! Uroczy to widok, radość w oczach psach, chęć podróży w nieznane, byle śladem naszego zapachu. Psia wyobraźnia i czerpanie przyjemności z miniatur ważności. Dla niej noce w walizce są coroczną wakacyjną przygodą.

"Włochy -  mawiała Anna Achmatowa - to sen, który powraca do końca życia". Do mnie też wraca. Nie wiem, czy powodem tego jest intensywność przebywania rokrocznie w tym właśnie kraju, czy może głębokie przekonanie, że to właśnie tam, powinnam latem wczesnym rankiem z aparatem na szyi ślady na piasku zostawiać. Świt mnie obejmuje, morze stopom się kłania, już się znamy. Co za cudowne uczucie! Schylam się, witam z morzem, a potem podążam u jego boku natrafiając na ujmujące jego bogactwa wyrzucane nocą. I tak sobie myślę, że gdybym miała morze bliżej, nie byłabym w stanie nie trwać w wiecznym uniesieniu. Nie uciekać w jego stronę. Tam tracę kontakt ze światem, dniem, godziną, jego ogrom i moc przytłacza całą tę maleńkość, i potrafię tylko iść, wnikać w rytm melodii fal, i dopiero po dwóch godzinach coś tam mnie w głowie uderza, że nieskończoność tej samotności ma swój kres dla mnie właśnie już. Zawracam więc, lekko nasycona tym pierwszym kontaktem, budzę się, by już móc śledzić wzrokiem wzlatujące ptaki i widzieć więcej. Nie przestanę nigdy tęsknić za widokiem dnia wstającego z tej mieniącej się różnobarwnymi poświatami tafli wody i piasku, na którym, jak na chmurach odkrywam obrazy i symbole. I tak mi potem zostaje na długo, że idąc patrzę pod nogi szukając ujścia dla myśli.






i kilka w innym klimacie...






Włochy to też płaczące domy...

mnóstwo się ich mija po drodze i smutno się robi