2009-06-22

"Złodziejka książek" Markus Zusak

  


Wczoraj skończyłam czytać historię Liesel Meminger. Całą dzisiejszą noc przy tej małej dziewczynce czuwałam, i nadal jestem duszą w Molching, małym miasteczku na przedmieściach Monachium.
Stoję na Himmelstrasse. Niebiańskiej ulicy. Czuję zapach przesiąkniętych strachem okolicznych piwnic, a szczególnie tej jednej, tej pod numerem 33. To ona skrywała w sobie największą tajemnicę okolicy. To ona stała się wybawcą dwóch istnień.

Ale zacznę od początku ...

Jest rok 1939. Główna bohaterka, dziesięcioletnia Liesel, jedzie pociągiem ze swoją mamą i sześcioletnim bratem Wernerem. Niebawem mają zostać oddani na wychowanie przybranym rodzicom, Rosie i Hansowi Hubermann, kobiecie o kartonowej twarzy i mężczyźnie, który zawsze pozostawał w tle, nawet stojąc w pierwszym szeregu. Niestety Wernerowi nie dane jest ich poznać. Umiera w pociągowym przedziale, a jego martwe oczy wpatrzone w Liesel, stają się początkiem jej nocnych koszmarów.
Obie natychmiast wysiadają, milcząca kobieta i przerażona dziewczynka. Gdzieś na małym cmentarzyku żegnają ciało sześcioletniego chłopca i to tam Śmierć pierwszy raz spotyka Liesel. Zerka na nią zza drzewa, macha do niej, a potem przygląda się małej dziewczynce wygrzebującej ze śniegu książkę, którą upuścił jeden z mężczyzn chowających jej brata. Tą pierwszą cudzą książką jest "Przewodnik grabarza". Od tego czasu kradzież staje się nałogiem Liesel, a Śmierć obserwatorką jej życia.

Mija dzień za dniem. Liesel próbuje rozpocząć nowe życie w domu Hubermannów. Pomaga Rosie odnosić wyprasowane przez nią pranie do najbogatszych rodzin z Molching, a papie zwija skręty i towarzyszy przy malowaniu ścian. Ten w zamian w wolnych chwilach gra jej na akordeonie, a po nocach, w tajemnicy przed apodyktyczną i wulgarną Rosą uczy córkę czytać i pisać. Zaszczepia w niej miłość do słowa. I do siebie samego. Daje jej ciepło i uczucie jakiego się nie spodziewała. Skutecznie odgania jej nocne koszmary. Śpi obok jej łóżka na krześle. A na święta daje dwie książki, mimo iż zupa w garnku jest jeszcze bardziej wodnista niż zazwyczaj.

Ale Liesel jest spragniona kolejnych porcji słów. Chce mieć pewność, że nigdy nie będzie tak, że będzie musiała oszczędzać strony w obawie, że nie będzie miała co czytać. Zaczyna rozglądać się za kolejną okazją do kradzieży. Nadarza się taka podczas obchodów urodzin Fuhrera, kiedy cały stos książek zostaje podpalony. Liesel się nie waha, kradnie z ogniska "Wzruszenie ramion", które wrzuca pod płaszczyk. Zza kołnierzyka momentalnie unosi się dym.
A potem jest jeszcze kolejna, i kolejna, w większości z domu burmistrza, do którego Liesel wskakuje przez okno z tyłu domu. Myśli, że jest niezauważalna. Jednak Ilsa Hermann doskonale wie, jak i gdzie ma ułożone książki. Nie zdradzę jednak jak zakończy się znajomość żony burmistrza z małą Liesel ...

Oprócz książek, duszę i czas Liesel wypełniają też dwaj przyjaciele.
Pierwszy, Rudy Steiner, to rówieśnik z ławki szkolnej, chłopiec o cytrynowych włosach, który nie odstępuje jej na krok. Wspólnie grają w piłkę, jeżdżą zardzewiałymi rowerami i kradną rolnikom kartofle i jabłka. Z głodu. Wspólnie też na przemian ssą jednego cukierka. Z biedy. Bo na dwa im nie starcza. Wspólnie nienawidzą Hitlera, bo ten zabrał im ojców. Wspólnie marzą o pierwszym pocałunku, który tak uparcie jest przez Liesel strzeżony. 

Drugi to dwudziestoczteroletni Max Vandenburg. Żyd, którego Hubermannowie ukrywają w zimnej piwnicy pomiędzy puszkami z farbami i    starymi prześcieradłami. Żyd , któremu należało pomóc. Nie mieli co do tego oboje wątpliwości. Dzielą się z nim suchym chlebem i wspólnie z nim chowają paraliżujący strach do kieszeni.
Na przemian. Między jednym, a drugim pukaniem do drzwi.

Dla Liesel Max Vandenburg jest kimś dla kogo warto kłamać i dusić w sobie tajemnicę. Dla kogo warto pamiętać o wyciągnięciu gazety ze śmietnika w drodze ze szkoły i komu należy się symbol zimy w piwnicy. Czasem myślę, Liesel, że najlepiej byłoby umrzeć, a wtedy ty zjawiasz się w piwnicy z bałwanem w rękach - powiedział do dziewczynki podczas składania sobie życzeń świątecznych.
Dla Maxa Liesel jest kimś, dla kogo warto pisać "Strząsaczkę słów". Książkę o Liesel Meminger.

Reszty nie zdradzę, bo nie chcę psuć Wam przyjemności z czytania.
Złodziejka książek to nie pierwsza książka o holokauście. Ale gwarantuję, że żadna nie przedstawia tego tematu w taki sposób.
Z punktu widzenia Śmierci. To Śmierć jest tutaj narratorem.
Ale nie taka typowa kostucha w czarnym płaszczu, z kosą i dziurami zamiast oczu... Śmierć Zusaka jest jak Anioł o ludzkich cechach. Odczuwa strach, zimno i przygnębienie. Ma wyrzuty sumienia, że to jej w udziale przyszła tak niewdzięczna robota.
Jest nią zmęczona.
Potępia ją.
Czuje, że odrywanie dusz od ciał, to nie zajęcie dla niej. Wolała by być przyjacielem, a nie wrogiem. Ale czy podczas wojny ludzie mieli jakiekolwiek możliwości wyboru? Czy Śmierć może marudzić, skoro bomby ją omijają? Skoro jako jedna z nielicznych przeżywa naloty i rzeź Żydów... . Nie może. I nie marudzi, ale stara się tłumaczyć - Proszę, bądźcie spokojni, mimo mojej wcześniejszej groźby. To tylko takie strachy na lachy. Nie stosuję przemocy. Nie ma we mnie podłości. Jestem skutkiem.

Złodziejka książek to mimo trudnego tematu bardzo ciepła i pięknie napisana powieść. Przez 500 stron przepływa się bez zbytnich obciążeń związanych z tragedią tamtych lat. Śmierć nie boli, nie kaleczy,nie zabija. Nie powoduje złości i nienawiści. Śmierć Zusaka pokazała mi, że w tym bólu był czas na uśmiech, dobre słowo, miłość i przyjaźń. Że być może małe dziewczynki podczas nalotów czytały w piwnicach ludziom książki... że nawet pod okiem Hitlera ludzie nie zapominali o istocie człowieczeństwa.

Polecam. Każdemu. Nawet dzieciom, oczywiście w odpowiednim wieku.
Ja będę miała Liesel Meminger długo w pamięci. Bardzo długo.
I Śmierć Zusaka też.
Taką Śmierć, która jest tylko skutkiem...