2009-05-01

Majowy armagedon

Kocham miejsce, w którym mieszkam. Miłością, która mam nadzieję nigdy nie napije się wody sodowej i nie pokocha nagle z powrotem miasta. Bo miasto jest piękne, ale tylko nocą na zdjęciach... a wieś jest piękna w ciągu dnia. Nocą jest ciemna, ale nocą to ja próbuję spać, więc ciemność jest wskazana.

Nigdy już nie będę marudzić, że ta ciemność mnie przeraża; że jak zapomnimy doturlać kubeł na śmieci na główną drogę, to zostaniemy z pełnym; że w zimie mamy jak na Alasce i toniemy w śniegu; że listonosz trąbi pod domem dwa razy, po czym zawraca i jeśli nie zdążę w tym czasie wybiec z łazienki, porzucić gdzieś dziecka, gotującego się obiadu, ważnego telefonu to on zwyczajnie odjeżdża i ma mnie wiadomo gdzie; że mamy trąby powietrzne, które są zabójcze dla rzeczy materialnych znajdujących się w naszym ogrodzie i gniazdo "czegoś niewiadomego" wiszącego pod dachem...

Utrudnienia te są niczym w porównaniu z przeprawieniem się przez miasto z dwójką dzieci w dniu takim jak dziś, gdzie wydaje się , że ludzie zaopatrują schrony przeciwbombowe, albo budują przydomowe arki noego i koniecznie muszą być tego roku bardziej reprezentatywni i kreatywni od sąsiada zza płotu.

Ale do tego trzeba się odpowiednio przygotować, a zatem ...
Korki na światłach, rondach, parkingach, stacjach benzynowych i wszędzie tam, gdzie można kupić coś co sprawi, że sąsiad zza płotu owinie się pięć razy firanką nim wyłapie ciekawskim wzrokiem nowy nabytek.
Wszędzie głośne k..rwa, ja pierd ..., jak jeździsz de...lu, matole, tumanie, ośle, krowo, głupia babo itp. W najlepszym wypadku kończy się na trąbieniu i puszczaniu kierownicy w celu stukania się w czoło, bądź gestykulowania w języku migowym chińskim.
Bo weekend majowy zobowiązuje... weekend majowy to przecież nie byle jaki weekend choćby z tego powodu, że nazywa się majowy i nie wypada nic w majowy weekend nie robić.
Nagle każdy obywatel naszego kraju, nie zapominając o wielkim święcie chce być szczęśliwym posiadaczem kremów do opalania, złocistego piasku w piaskownicy, wykoszonego trawnika, czerwonych pelargonii na balkonie, nowego piętrowego grilla, ławeczki z ażurowym wzorem na oparciu, kocyka w polne kwiaty, koszyka wiklinowego biwakowego, pełnej lodówki, sernika, jabłecznika, makowca  i pięciu skrzynek z piwem ...
Flagi nie musi być.
No chyba, że się znajdzie, ale... nie no... prać trzeba. Bez sensu.

I tak sobie myślę teraz po dniu spędzonym poza domem i po obserwacjach ludzkiego gatunku, który pięknie majowo usta w rulon formuje i k... rwami rzuca, że ten majowy ARMAGEDDON nie jest dla mnie. Nie nadaję się na takie walki o miejsce parkingowe atakowane z pięciu stron; o śmierdzącą kiełbasę wykładaną specjalnie w takim dniu przedwczorajszą, bo i tak się sprzeda i o pięćdziesiąt świeżych bułeczek na rodzinę, jakby w sobotę piekarnie strajk miały.

Nawet nie chcę myśleć o tym, co się będzie działo w 2012 roku, kiedy to ma nastąpić ponowny koniec świata :)

Nie dajcie się zwariować.
Odpocznijcie.

Tego Wam życzę JA
Virginia (z leksza posiniaczona sklepowymi wózkami widmo wjeżdżającymi mi w nogi :)