2008-03-19

Oszaleję

Ratunku !!! Jestem na skraju wytrzymałości, fizycznej i psychicznej.
Leżąc dziś na dentystycznym fotelu miałam wizje. Pierwszy raz od roku. Wyszarpałam swoją ortodontkę za kudły, przywiązałam ją do fotela i się pastwiłam nad jej malutkimi usteczkami wymalowanymi czerwoną szminką. Wepchałam jej do buzi tyle żelastwa, że zamieniła się w żywy magnes i fruwała po całym gabinecie.
Mam dość. Przeżywam kryzys. Taki poważny. Chcę się przywiązać za druty do pociągu i wyrwać sobie z buzi prawie cztery tysiaki. Decyzja podjęta. Jutro. Dworzec, peron 3, ósma rano.
Bo chcę w końcu zacząć normalnie jeść, czuć smak jedzenia, a nie tylko połykać przygotowane kawałki... Chcę poczuć radość z soczystego jabłka gryzionego w całości... Chcę chrupać orzeszki solone... Chcę zjeść buraki
i nie odbarwić się na czerwono... W końcu chcę się normalnie całować, a nie skupiać się na tym, czy mąż języka gdzieś o druty nie zaplącze.
 
Jechałam dziś do ortodontki z tą radosną myślą, że wszystkie te przyjemności życia w końcu odzyskam. Powtarzałam sobie od rana, że przyśpieszę całe leczenie aparatem i zamiast co cztery tygodnie będę dzielnie biegać co trzy, byleby mi do końca roku to metalowe gówno z buzi wyjęła. Na co pompatyczna wiedźma z uśmiechem pełnym prostych ząbków odpowiedziała, że absolutnie na wizyty co trzy tygodnie zgodzić się nie może, bo to jeszcze z lewej musi podciągnąć, oooo i z prawej też , i kości  przesunąć i takie tam inne swoje wizje idealnej buzinki zaczęła wytaczać.
No i wtedy nastał czas wykudlenia... nie wytrzymała moja psychika.
Po pół godzinnej męczarni ściągania starych gumek, przesuwania, dziubania, pukania, nakładania nowych, jakiś jeszcze silniejszych, dodania masakrycznej siły, która do teraz nie pozwala mi ust zamknąć, pompatyczna skasowała siedem dyszek i zaprosiła mnie z powrotem za cztery tygodnie.
Ledwo zamknęłam za sobą drzwi, miałam ochotę zabawić się w małą szaloną piromankę i patrzeć jak wszystko szlag trafia.
A teraz siedzę sobie nafaszerowana ibupromem  i kilku drinkami... i czekać będę do rana, na ten pieprzony pociąg, bo spać się na razie nie da.