2010-09-23

Ach ten Truman

Wiecie, że chodzenie na pocztę i po rurkę z serem bywa niebezpiecznie uzależniające i tragiczne w skutkach dla wyników pracy? Z miłą chęcią znajduję sobie rano zawsze coś do wysłania i idę drogą okrężną, byle na trasie biuro-rurka-poczta, znalazła się księgarnia.Wchodzę, tak dziwnie niepełna, bez dzieci, skręcam od razu na dział literatury pięknej, a nie kolorowanek, i przeglądam, podczytuję, porównuję. Jaki miły poranek...
W piątek trafiłam na książkę „Kłopoty to męska specjalność” Charlesa Bukowskiego, a dziś na nowość wydawniczą Albatrosa „Inne głosy,inne ściany” Trumana Capote. Ott, takie perełki sobie wyszperałam i jedna z nich tkwi teraz w torebce... zamykam oczy, przenoszę się na mój taras, gdzie stoją dwa samotne leżaki i słońce się marnuje, otwieram książkę i już jestem w powieści Capote:
„Osierocony przez matkę trzynastoletni Joel Knox wychowuje się w Nowym Orleanie pod opieką ciotki. Pewnego dnia dowiaduje się, że ma jechać na prowincję, do domu ojca, którego nie zdążył poznać, by tam rozpocząć nowe życie. Wrażliwy i obdarzony bogatą wyobraźnią, trafia do świata, którego nie potrafi zrozumieć. Ojcowska posiadłość, niszczejąca i porośnięta dziką roślinnością, okazuje się miejscem tajemniczym i niepokojącym, pełnym niewyjaśnionych odgłosów, dziwnych przedmiotów i obcych ludzi. Jego  ojciec zaś - niezdolnym do nawiązania jakiegokolwiek kontaktu paralitykiem: z praktycznego punktu widzenia jedynie parą oczu i ręką rzucającą czerwone piłeczki tenisowe. To już nie ojciec, ale „pan Sansom”. Osamotniony Joel walczy o miłość otoczenia, zabiegając o względy i uwagę kolejnych osób - krewniaka, czarnoskórej służącej, wreszcie dziewczynki z sąsiedztwa” (opis pochodzi z okładki książki).
A teraz otwieram oczy i co widzę... pracę widzę, widzę pracę. Pozwolę sobie tylko na pierwszy rozdział, ale ciiii :)
Wczoraj mąż przyniósł do domu ciekawe motto życiowe, którym uraczył go jego klient po udanej transakcji: Niemożliwe robię natychmiast. Na cud dajcie mi trzy dni... i tak sobie myślę, że dokonałam cudu w tydzień. Polubiłam swoją pracę, bo jak tu na nią złe słowo powiedzieć, kiedy daje mi możliwość spędzenia dopołudnia w samotności, tylko z Trumanem Capote w trzynastometrowym pomieszczeniu, wypełnionym zapachem perfum i jeżynowej herbaty, podczas gdy rurka z serem zwija się ze śmiechu na talerzyku.

Miłego dnia
Choć to już jesień, ale przynajmniej na razie piękna
Wasza, pod biurkiem dziś tankująca słowa