2009-02-02

Mohikanin

Tytułem wstępu: To nie moje życie... ale życie podobne do mojego.

Przed próbą skorzystania w poniżej opisanych metod wywołania seksu z łóżka, proszę skonsultować się z osobistym terapeutą, jak również z terapeutą partnera.
Za stłuczone kości lędźwiowe, jak również potargane piżamy nie odpowiadam.
Nie gwarantuję też, że włochate, buraczane dywaniki zmieszczą na sobie dwoje normalnej wielkości partnerów.

- Kuba... ja tu oszaleję - powiedziałam załamanym głosem do męża leżącego obok  i odłożyłam na nocną szafkę książkę otwartą od godziny na pierwszej stronie.
- To idź spać na dół - odpowiedział półgłosem mąż mój osobisty, zaczytany we własnej lekturze o latających smokach i dzielnych rycerzach.
- Nic nie rozumiesz! Możesz na chwilę odłożyć książkę, muszę z Tobą porozmawiać - mówiąc to, marszczę brwi i przybliżam się bliżej faceta, który ma trzydzieści lat i trzyma w rękach książkę ze smokiem o pięciu głowach na okładce.
- Za chwilę skarbie. Główny bohater właśnie złamał miecz i będzie walczył gołymi rękoma - odpowiada i zaciąga sobie kołdrę, aż po szyję nawet na mnie nie zerkając.
- Jesteś jak małe dziecko, mam nadzieję, że ten wielki smok odgryzie wszystkie pięć kończyn temu twojemu... jak mu tam... mohikaninowi - prysnęłam złośliwie i chcąc z impetem wyrażającym moją obrazę odwrócić się tyłem do męża, nie wymierzam dobrze mojego energicznego obrotu i spadam z hukiem z łóżka.
- To nie smok tylko dinozaur – dławi się śmiechem mój paskudny mąż.
Leżąc tak na buraczanym włochatym dywaniku uświadamiam sobie, że spaść z łóżka bez uprawiania seksu to mogę tylko ja. Ja... żona męża, któremu też zdarzyło się już spaść. Fala gromkiego śmiechu dopada mnie od tyłu i zaczynam szczerzyć zęby do wełnianej wycieraczki.
- Upsss, skarbie, czy coś się stało, bo nie wiem, czy to była część twojego zaplanowanego wieczornego spektaklu, który miał na celu przerwać moje oddanie się lekturze, czy może po prostu chciałaś niepostrzeżenie wymknąć się z łóżka?
- Chciałam popełnić samobójstwo i dawałam ci znaki, a ty zauważasz dopiero po fakcie – mówię, siedząc pod tapczanem i ciągle próbuję wyplątać się z pościeli ,ale osłabiona powstrzymywaniem śmiechu nie potrafię znaleźć odpowiedniego rogu.
- Kochanie... następnym razem przed snem otwórz okno i jak napadnie cię depresja to zamiast rzucać się z łóżka, rzuć się z okna i zawołaj z dołu czy się zabiłaś.
- Jakubie Walczak, to przestaje być śmieszne. Pomóż mi wstać, chyba za dużo dziś zjadłam.
- Dobrze piękna księżniczko, łap linę, ja rycerz wszech czasów, wciągnę cię do mojej wieży - mówiąc to rzuca mi jedną nogawkę od swojej piżamy i próbuje delikatnymi szarpnięciami podnieść mnie z ziemi.
Kiedy już unoszę się kilka centymetrów i prawie udaje mi się wdrapać, mój rycerz okazuje się oszustem i puszcza łączącą nas linę. Ląduję z powrotem na futrzanym dywanie, a śmiech paraliżuje mi policzki i nadymam się jak balon.
- Ojeju, księżniczka chyba znowu po kryjomu zjadła pieczoną świnię w zalewie z czerwonego wina - komentuje rycerz kulając się po tapczanie w moją stronę - Poświęcę się i skoczę żeby ją ratować - dodaje lecąc już w moim kierunku.
- Nieeeeee -krzyczę, ale mój krzyk zostaje natychmiastowo stłumiony spadającym na mnie wielkim rycerzem, bez dołu od piżamy i z gotową do walki swoją czarodziejską różdżką, która bardzo szybko zaczęła działać i przeniosła nas w magiczny świat rozkoszy.
I znowu nie zdążyłam nawet rozpocząć rozmowy na temat, który próbuję poruszyć od miesiąca ...
Odpłynęliśmy na włochatej buraczanej , metr na półtorej tratwie i nic się więcej tego wieczoru nie liczyło...
W nocy śnił mi się wielki, żółty, latający smok. Szybował nad moim domem wydając z siebie przerażające dźwięki. Miał tylko jedną głowę, ale za to pięć czarodziejskich, powiewających na wietrze różdżek.
Dobrze, że leżałam na włochatej tratwie i nie miałam już z czego spaść.

Uprzejmie donoszę, że fragment ten jest moim osobistym fragmentem i być może kiedyś z fragmentu zrobi się całość. Zatem proszę nie kopiować i nie umieszczać owego fragmentu w autobusach, szkolnych ubikacjach, ani też w poradnikach małżeńskich.

p.s.
Łupnęło znowu coś w moim kręgosłupie. Babie się zachciało w niedzielę prasować i Pan Bóg ją ukarał. Ledwo siedzę i mam garba na prawym biodrze, bo coś spuchło, ale nie wiem co?
Druga Połowa wysmarowała mnie Ben gayem i nawet pies ode mnie uciekł.
Nie wiem czy mnie dziś do łóżka wpuszczą.
Dobranoc...