2008-12-15

Się nazywam... zapomniałam

Bo ciężki weekend miałam.W piątek... kurze, firanki, pranie i prasowanie o zgrozo od 21 do 1 w nocy. W tym dziesięć koszul mojej Drugiej Połówki, które ubóstwiam wręcz prasować.
Wiją się, gniotą, spadają z deski, drażnią wszechobecnymi guzikami. Ale czegóż się nie robi z miłości... przynajmniej sobie dwa filmy oglądnęłam zanim wszystkich zaległości poupychanych po domu się pozbyłam.

Sobota... o poranku starałam się upchać w szafach wszelakie wyprasowane dzień wcześniej zaległości. Miałam wrażenie, że szafy mi się skurczyły, albo ten nowy płyn do płukania faktycznie zwiększa objętość.
Potem obiecane strojenie choinki, najpierw wersja ku radości dzieciom, potem wersja poprawki, czyli strojenie od początku. Radość była przeogromna, spadło kilka bombek, łańcuchy zamieniły się w szale, pięć kartonów ozdób zostało przeglądniętych i pojawiły się nagle to tu, to tam, w lekkim chaosie, ale liczy się inwencja twórcza dzieciaków, na kamerze zresztą uwieczniona.
Wieczorem dom prezentował się pięknie, zapaliliśmy choinkę i inne świecące cuda i w tym oto przedświątecznym nastroju dzieci zasnęły z prędkością dawno już niespotykaną.
Ja czmychnęłam na poddasze i wzięłam się za pakowanie prezentów. Walle transformujący, wymarzony prezencik Charliego zapakowałam w duże pudło i zasypałam mnóstwem papierowych świątecznych serwetek. Pozostałe prezenty popakowałam każdy osobno, no bo przecież największa radość jest z odpakowywania i tej chwili niepewności co tam może być.
Niech mają dzieci radość....
Tym oto sposobem pakowanie zakończyłam o 2.15.

Niedziela... ach ta niedziela. Rano jajecznica po włosku, z pomidorkami, cebulką (bazylii nie daję ze względu na Lolę), potem postawiłam szynkę na gulasz i wzięłam się za pieczenie ciasteczek.
I w tym oto miejscu moja pamięć się kończy .... :)

Z opowieści Drugiej Połowy wpadłam w szał, lodówka... blat... ubijanie... miksowanie... mielenie... wyklejanie... blacha, jedna, druga... piec... pudełka... jedna kawa, druga kawa, trzecia kawa, red bull, jedno piwo, kolejna kawa...

Efekt pozytywny mojego szału to:
- 100 kruchych ciasteczek z jasnego ciasta
- 100 kruchych kakaowych laseczek Św. Mikołaja
- 60 rogalików waniliowo-migdałowych
- 230 szt. orzeszków jasnych
- 230 szt. orzeszków ciemnych
- razem sztuk 720... chyba mój rekord wypieków jednego dnia
- cudny zapach wanilii, migdałów
- wizja pięknie przystrojonego stołu wigilijnego z moimi wypiekami
- wszystkie ochy i achy moich bliskich, bo faktycznie co ciastka na maśle to ciastka na maśle

Efekt negatywny owego szału to:
- z 720 sztuk zrobiło się jakieś 680 sztuk...reszta zniknęła w okolicznościach degustacji
- dziś nie wiem jak się nazywam, bo 15 godzin piekłam na stojąco (bo ja siedzieć przy robocie nie umiem), nie będąc zawodowym cukiernikiem
- do łóżka wczołgałam się między 1.30 a 2.00, nie wiem dokładnie, bo zegar widziałam podwójnie
- kuchnia o poranku wygląda dosyć zaskakująco :)
- mam niesamowicie przyjemną wizję wypełniania masą 400 orzeszków (połowę nutellą wg życzeń) i ozdabiania 100 ciasteczek o kształtach choinki, dzwoneczka, domku i serca...Charlie się nie wymiga, oj nie
- jestem tak zmęczona, że nie mam sił wsadzić sobie ciastka do ust

STOP, STOP, STOP!!!
Byłam zmęczona. Właśnie przyjechał listonosz. Dostałam w końcu po tygodniu oczekiwań paczkę z materiałami do decoupage, kleje, farby, pędzle, lakiery... i nawet nie zdenerwowała mnie zalana gruntem paczka.
Umyłam wszystko i biorę się do roboty wieczorem.
Nie mogę się już doczekać.

A miałam iść dziś szybciej spać...
No ja nie wiem, nie wiem...

p.s. proszono mnie o przepis na laseczki kakaowe zatem podaję:

250g masła, 2 szklanki mąki, 3/4 szklanki cukru pudru, pół szklanki kakao (są mocno kakaowe po tej porcji, można dodać mnie kakao), 1 białko, paczka mała cukru waniliowego, 2 łyżeczki proszku do pieczenia.

Tłuszcz ucieram na pulchną masę z cukrem pudrem, cukrem wanili i białkiem.
Potem dosypuję mąkę z proszkiem do pieczenia i ucieram ponownie mikserem.
Masa nie wygląda efektywnie.
Wkładam ciasto w taka maszynkę do zdobienia z końcówką w kształcie gwiazdki i wyciskam laseczki na 7-8cm zawijając ręcznie końcówkę jak laseczkę.
Piekę w temp.160 st przez około 15 minut.
Zimne posypuję cukrem pudrem.