2008-12-19

Pada śnieg, pada śnieg... dzwoni mi w uszach

Ale się ucieszyłam jak za oknem dziś rano zobaczyłam biały puszek na trawie... nie znaczy to jeszcze, że do Wigilii tam sobie będzie leżał, ale przynajmniej same przygotowania świąteczne otoczone będą widokiem zimy za oknem.
Podobno według prognozy tylko chwilowej.

Wyszły też moje przyjaciółki z lasu. Od lat czterech się przyjaźnimy i od lat czterech załatwiam paśnik, taki na siano, ale jakoś załatwić nie mogę. Boję się, że tak jak karmnik odfrunie przy tych naszych halnych wiatrach.
Ale załatwię, obiecuję, że już na przyszłą zimę, będą miały paśnik... póki nam domy nie rosną na pobliskich polach, to trzeba korzystać z tego piękna jakie nas otacza.
Tego roku jest ich osiem. Pięć dorosłych i trzy młode. Podchodzą bardzo blisko, a w nocy nawet wchodzą do ogrodu i obgryzają próbujące się przyjąć od czterech lat moje drzewka owocowe.
Ale co tam... głodne biedaki, niech się chociaż korą pożywią.
Gdybym wiedziała, że im ciasteczka świąteczne nie zaszkodzą, to bym się też podzieliła, może w ramach podziękowań odśpiewałyby kolędy w Wigilię na tarasie :)

Kończę pić drugą kawę. Znowu mi smakuje, bądź smakować musi. Inaczej ciężko mi się w pionie utrzymać.
Co tu dużo się rozwodzić... decoupage odebrało sobie na pożytek własny i rodziny całej jeszcze dwie godziny z mojej i tak już skromnej dawki snu.
Wczoraj o 2.45 skończyłam swe pierwsze dzieło :)
Ale pochwalić się mogę dopiero po Świętach, bo to pod choinką się znajdzie i mam nadzieję, że się spodoba, bo jak nie to uduszę.

Jeszcze mam 4 rzeczy do zrobienia, więc się pożegnam.

Aaa, zapomniałabym, dziś Charlie ma wigilijkę w szkole. Zabrał własnoręcznie robione ciasteczka, ozdabiał wczoraj czekoladą, kolorowymi wiórkami, migdałami... dumny był strasznie. Ja zresztą też.
Chciał własnoręcznie ozdobić 19 choineczek dla każdego dziecka z klasy, ale w końcu wybrał z innych rodzajów też, bo stwierdził, że "różne smaki językowe mogą dzieci mieć " .
Kawa się skończyła... wracam do obiadu, prania i produkcji prezentów.