2008-08-20

Mam suwak na brzuchu i co z tego

Aż mi kawa stanęła w przełyku i samoistnie zgorzkniała jak przeczytałam poranne wiadomości.
Szanowna Pani Kopacz i inne dziwne odmiany ludzkości znowu pchają się buciorami w moje życie. I nie tylko moje, w życie wielu kobiet i ich nienarodzonych jeszcze dzieci.
Sprawa tyczy się cięcia cesarskiego. Spór trwa od lat. Są zwolennicy i przeciwnicy. Chwała im i cześć... niech są... ale bez odbierania praw innym.
Na Boga... w jakich my czasach żyjemy?
To jakiś absurd!

Mam dość słów typu "gdyby Bóg chciał, żeby kobiety rodziły inaczej, to by im na brzuchu zostawił suwak" albo "kobieta to nie jest walizka, którą można sobie dowolnie otwierać i zamykać".
Śmieszy mnie to i jednocześnie przeraża, bo widzę jak bezczelnie ktoś próbuje odebrać mi/nam prawa do sposobu rodzenia moich/naszych dzieci.
Ja się pytam, kto im na to pozwolił?
No tak... głupio pytam... Polska nasza.
Medycyna w koalicji z religią może przecież u nas wszystko.

Tylko coraz częściej widać, że jedna bez drugiej nie daje sobie rady.
Czemu nie podadzą konkretnych powodów dla zniesienia tzw. "cesarki na życzenie" tylko Bogiem się zasłaniają? Co to w ogóle jest za określenie "cesarka na życzenie"? Nic innego jak ironiczne podejście do cudu narodzin. Gdyby to Bóg słyszał....  odebrałby im prawa wykonywania zawodu.

Urodziłam dwoje dzieci. Pierwsze pięknie określone siłami natury, drugie przez cięcie cesarskie.
Czy czuję się w połowie egoistką?
Czy czuję się z tym źle?
Czy czuję się matką niespełnioną, bo nie wyłam z bólu drugi raz?
Nie. Nie. I jeszcze raz nie!!!
Jestem dumna, że moje głęboko zakorzenione macierzyńskie wyczucie zagrożenia okazało się trafione.
Czy była to "cesarka na życzenie"? Z punktu widzenia pewnej części społeczeństwa, TAK.
Według kilku lekarzy miałam rodzić, niczym się nie przejmować, pępowinę z szyi dziecka kiedyś tam w trakcie akcji porodowej by się odplątało. Przecież nie raz tak robili, a dokładnie to położne, bo lekarz ma gdzieś poród siłami natury, przychodzi tylko "posprzątać" krocze.
Nie miałam ochoty czekać na to kiedyś tam.

Podano statystykę, że 8-12 tys. kobiet bez wskazań medycznych wybrało cięcie. Nikt nie bierze pod uwagę faktu, że jeszcze przynajmniej połowa z nich miała powód, ale służba zdrowia go zignorowała, choćby tak jak w moim przypadku. Błahy powód, który mógł się skończyć tragedią.
Nie chcę nawet wymieniać skutków owinięcia dziecka pępowiną. Zaklinowania się w przejściu rodnym dziecka ważącego ponad cztery kilo...

Na cięcie w naszym szpitalu zgody jednak nie dostałam... no chyba, że zapłacę.
Jak widać nasza służba zdrowia sama częściowo stworzyła sobie określenie "cesarka na życzenie".
Ja chciałam tylko urodzić zdrowe dziecko. I na szczęście udało mi się w innym szpitalu.
Córka miała sine miejsca na ciele po odplątaniu z pępowiny.
I żadna Kopacz mi nie powie, że to była "cesarka na życzenie".

Ach, zgrzałam się o poranku.
Ciekawa jestem jak te debaty się zakończą?
Pewnie uchwalą zakaz cięcia.
Czegóż można się spodziewać.
Tragedie społeczeństwa ich nie interesują.
Postęp cywilizacyjny jak widać też nie.

Jedno jest pewne. I taki i taki poród niesie za sobą ryzyko. I po tym siłami natury i po cięciu trzeba dojść do siebie. Nie chce mi się wymieniać wszystkich za i przeciw, bo większość z nas je zna.
Chodzi o sam fakt, decydowania za nas. To nie średniowiecze!!!

Zostawcie nam kobietom, możliwość wyboru.
Mamy do tego prawo.
To nasze życie i życie naszych dzieci.

A gadka o suwakach i walizkach jest co najmniej żenująca.
Tym bardziej wciąganie w ten spór Boga.

Wasza szczęśliwie rodząca siłami natury i błędem w sztuce Virginia