2012-05-04

"Droga do Tarvisio" Grzegorz Kozera



Książki pisane przez kobiety z natury mają łagodny przebieg, dążą do równowagi i wyciszenia emocji, a te z kolei układają się stopniowo w jedną całość, bądź nawet kładą posłusznie i nic z tego nie wynika. Po raz kolejny wydaje nam się, że gdzieś już to czytaliśmy, zapominamy szybko i natychmiastowo sięgamy po następną książkę, taką samą jak się z czasem okazuje. Podczas gdy mężczyzna piszący (i nie tylko piszący zapewne) częściej zaskakuje, intryguje, wkurza i zastawia za zakrętem pułapkę w postaci kończącej się nagle drogi, co powoduje, że spadamy w przepaść bezwiednie, niespodziewanie i nie w głowie nam już pytanie dlaczego, ani co dalej.

W związku z powyższym osiemdziesiąt procent czytanych przeze mnie książek stanowią te autorstwa mężczyzn.

Lubię tę inność przeżywania, tę niepewność, zmienność i nowe przestrzenie do ogarnięcia. Ten rodzaj odrębnego, bardziej otwartego myślenia. Różnorodności. To że podczas lektury mogę się złościć, nie zgadzać, obruszać. Wracać kilka stron wstecz, czytać między zdaniami, myśleć co mogło być przyczyną takiego pokierowania zdarzeniami i czerpać satysfakcję czytelniczą z zupełnej niewiedzy i braku domysłów co będzie skutkiem owych poczynionych przez mężczyznę kroków. Lubię odkrywać w książkach obce mi tereny, widzieć oczami płci przeciwnej, podejmować próby dostrzeżenia podobieństw, bo przecież doskonale wiemy, że one istnieją, tylko objawiają się inaczej. Bez względu na płeć cierpimy, tęsknimy, mamy nadzieje, obawy, fobie i kompleksy. Kochamy, wzruszamy się, boimy i nienawidzimy. Książka "Droga do Tarvisio" Grzegorza Kozery jest takim właśnie męskim spektaklem o inności przeżywania, o radzeniu sobie z samotnością, nienawiścią i miłością. Trzema najważniejszymi w życiu człowieka odczuciami oddziałującymi na nasze życie pod różnymi postaciami i w różnym nasileniu. Do tego jest to proza bardzo męska, twarda, szczera i konkretna. Bez zbędnych szczegółów dotyka ważnych relacji międzyludzkich, a mimo momentami chłodu i oszczędności w słowach zmusza do refleksji.

Od pierwszych stron "Drogi do Tarvisio" wiedziałam, że to nie będzie powieść tylko o zwiedzaniu, jakby mylnie mogły sugerować tytuły poszczególnych rozdziałów czy nawet samej książki. Czułam, że bohater ma poważny problem, i szybko się z nim nie upora, co zapowiada ciekawą u jego boku podróż psychologiczną. Grzegorz K., grubo ponad czterdziestoletni egocentryk, labilny emocjonalnie, momentami grubiański, nietolerancyjny i ze skłonnościami do hipochondrii, wydaje się mężczyzną, którego kobiecie trudno będzie polubić. A jednak. Miał ich sporo w swoim życiu, za sobą nawet jedno małżeństwo, i trwający pięć lat związek z Matyldą, która właśnie go zostawiła z powodów nie do końca wyjaśnionych, zdaje się nawet błahych i będących jedynie chwilową jej słabością czy kaprysem. Grzegorz K. z urażoną dumą, zranionym sercem i wielką wściekłością na świat, i siebie, rusza sam w zaplanowaną wcześniej już podróż. Pokonuje tysiąc dwieście jeden kilometrów w poszukiwaniu siebie, racjonalnych myśli i prawd. Ucieka od problemów, ale jego ucieczka ma jakiś cel. Z wielką nadzieją jedzie przez Czechy, Austrię do Włoch, do miejsc mu bliskich i ważnych, i oczekuje od tych miejsc zrozumienia, oczyszczenia i wskazania dalszej drogi. Niełatwo jednak jest mu w pełni czerpać satysfakcję z tego wyjazdu, bo gonią go różne fobie, lęki, nieudane związki, utracona miłość, problemy w pracy i ma paskudne poczucie, że niczego w życiu wartościowego nie stworzył. Że jest tylko zwyczajnym czytaczem i oglądaczem sztuki muzealnej. Co więc z nim dalej będzie? Co z jego życiem, co z ukochaną Mat, która po pięciu latach związku go zostawiła? Czy ona tęskni? Zadzwoni? W którą stronę ma się udać by znaleźć odpowiedzi na te wszystkie piętrzące się niejasności, dylematy i awersje? W trakcie tej ważnej dla siebie pielgrzymki przez Frydek-Mistek do grobu Kafki w Pradze, poprzez znienawidzony historycznie kraj, ale bliski artystycznie - Niemcy, aż do Tarvisio i nieplanowaną Padwę, gdzie św. Antoni staje się ostatnią deską ratunku; próbuje odpowiedzieć sobie na istotne pytania, pozbyć się lęków związanym ze stanem chorobowym, i odnaleźć siebie lepszego, bardziej tolerancyjnego i pogodzonego z tym czego już zmienić się nie da. Z historią, bytem wyższym i z samym sobą. Czy mu się uda?

Książka Grzegorza Kozery może budzić odczucia ambiwalentne, szczególnie u kobiet, choć mnie to ominęło. Jakoś bez przeszkód zrozumiałam brak natychmiastowej reakcji i usilnego pukania do drzwi utraconej kobiety. A także potrzebę wyciszenia i samotnej podróży, która okazała się swoistym katharsis tak bardzo potrzebnym właśnie w takiej formie. Każdy reaguje inaczej na utrudnienia życia. Różnie staramy się też trafić na właściwą drogę. Byle tylko każdemu to się w porę udało, czego życzę Grzegorzowi K., sobie i wszystkim tym, którzy mają przeświadczenie, że gdzieś zbłądzili, a ich życie biegnie niewłaściwym torem.

Grzegorz Kozera ( 1963) - prozaik, dziennikarz i bloger. "Droga do Tarvisio" jest jego trzecią książką. W dorobku ma powieść o uzależnienie alkoholowym "Biały Kafka" (2004) oraz zbiór opowiadań "Kuracja" (2008). Opublikował też sześć tomików wierszy: "Upadek" (1989), "Strip-tease" (1989), "Piosenka powieszonego amanta" (1993), "Niebieski motyl i inne wiersze" (1995), "Sierżant Garcia nie żyje" (1998) i "Data" (2011).

http://notespoetycki.blogspot.com/  - blog Grzegorza Kozery

Pierwszy raz miałam w rękach książkę Wydawnictwa Dobra Literatura i muszę przyznać, że jestem nim zachwycona. Mała, poręczna, z ciekawym projektem okładki i dobrym rozmieszczeniem tekstu. Co prawda trafiłam na cztery literówki, ale naprawdę z przyjemnością sięgnę po kolejne wydania. Mężczyzn oczywiście, jeśli tylko na takie trafię, bo wydaje się, że seria "Proza z wykrzyknikiem" będzie prezentować wysoki poziom literacki.



http://www.dobraliteratura.pl/