2011-01-16

"Rwij pąki róż, póki czas"


Miałam w planach napisać w końcu o wystawie Grupy Bloomsbury; o wywiadzie w "Bluszczu" z Andrzejem Stasiukiem i jego słabości do wszelakiej odmiany słowa "pierdolić", co mnie początkowo drażniło, ale dotrwałam do ostatniej kropki, która ostatecznie zostawiła za sobą pozytywnie drgający ogonek... Miałam o Miłoszu prawić, którego rok obchodzimy i na TVP Kultura ponownie obejrzałam kilka dni temu "Czarodziejską górę" i tak się cieszę, bo mam wielkie zapotrzebowanie na poezję i miłość... Po raz trzeci też, wróciłam do przypomnianego mi ostatnio w komentarzach przez Jolę z Przystani filmu "Stowarzyszenie Umarłych Poetów", z którego już parę lat temu do mojego notesu spisałam słowa: Zamieszkałem w lesie, albowiem chciałem żyć świadomie. Chciałem żyć pełnią życia i wysysać z niego kwintesencję. Wykorzenić wszystko, co nie jest życiem, abym w godzinie śmierci nie odkrył, że nie żyłem... Ostatnio pełna jestem myśli, różnorakich, z kilkoma nie daję sobie rady i odstawiam je na parapet za okno, z nadzieją, że jak przyjdzie słońce, to wrócą do mnie jaskrawsze i lżejsze. Bardziej świadome. Nawarstwiło się sporo, i nie jest to układ tortowy, raczej zakalec. Na szczęście wiem, że u mnie zima przynosi zawsze spadek i pełna jestem w piętach dobrych fluidów, które wybuchną wraz z pierwszym krokusem.

Tymczasem nie mam sił pisać... wiecie o naszej psiej stracie. Wiecie już też o szczeniaku, który nie miał na celu zastąpić, miał tylko wypełnić pustkę i przejąć tę pozostałą w żałobie miłość... Uśmiech pojawił się na krótko. Wczoraj podłamana równie mocno stratą, nasza trzy-czteroletnia sunia Didi zwymiotowała dużą ilością krwi. W kale ta krew jest również. Jest na lekach i głodówce. Jutro rano czeka mnie chwila prawdy, badanie krwi i usg. Boję się diagnozy... W głowie trzy litery. RAK. Nie jesteśmy gotowi na kolejną stratę.

Dopisek wieczorny... Dziękuję Wam dziewczyny za wsparcie, Wasze kciuki pomogły. Nie jest to rak, odetchnęłam z ulgą, choć diagnoza niedoczynność trzustki też nie jest radosna. Ale damy radę, odpowiednimi lekami można jej pomóc.
Tymczasem ogłaszam kilkudniową przerwę, muszę odpocząć.
Wsiadamy jutro z Charlim i Lolą w samochód rano i gnamy 320km do Dośki. A co tam? Czy wszystko trzeba w życiu planować? :)