2010-05-11

Roller coaster

Hrabina Didi, suczka znajda, która jest z nami już od pięciu tygodni, każdego dnia zaskakuje mnie nawykami, które wygląda na to, że nie są wrodzonymi, a raczej definitywnie nabytymi. Początkowe wymioty tłumaczyłam stresem, usikiwanie próbą pozostawiania zapachów w miejscu jej obcym, kopanie dziur w piasku formą zabawy z dziećmi... Ale kiedy kilka dni temu zastałam ją w pozie groteskowej, ze strachem w oczach, z kulką zielonej gąbki na nosie,  zaczęłam dopuszczać do głosu pewną myśl, ale równie szybką ją  odrzuciłam. Jednak fakt, że wygrzebała dziurę w materiałowym, w dodatku nieswoim domku co spotkało się ze sprzeciwem psa numer jeden, mówił sam za siebie. Stała taka sierota na środku sypialni, a ja udając, że nic nie widziałam, żeby tylko nie dopuszczać do siebie znów tych sugerowanych przez moją mamę skojarzeń, pozbierałam gąbkę, i próbując zatrzeć ślady zapchałam  niechcący ubikację. Dziś Hrabina Didi wytarzała się w sarnich odchodach, a jej wierny towarzysz postanowił być bardziej ekstrawagancki i owe odchody postanowił zasmakować. Zatarłam kolejne ślady. Wykąpałam dwukrotnie każdego z osobna... i aż sama siebie zaskoczyłam, że wybaczyłam im natychmiastowo.
Jednak przed chwilą skorupa cierpliwości i zrozumienia, tak skrupulatnie balsamowana moją wrodzoną miłością do zwierząt zaczęła pękać... z sutków Hrabiny Didi wypłynęło mleko!!! Help!!! S.O.S. Czy ktoś zna sposób na zatarcie śladów? Widziałam ten jej powiększony brzuch dziwnie przełamany na pół, ale zwaliłam na moją gościnność; widziałam tą jej kapryśność, to podniecenie, to pchanie się pod moją kołdrę i przyleganie do mojego ciała w pozycji „trup, nie ruszać”. No i ta gąbka na jej nosie, ten moment kiedy nakryłam ją na budowaniu gniazda , ale nie wierzyłam i nadal nie wierzę... niech już zapadnie noc!!! Niech sen nie waży się uchylać mi rąbków tajemnicy ciąży u suczek; niech nie wplątuje moich nóg pomiędzy jedną, drugą, trzecią, czwartą, piątą smycz; ja już będę grzeczna, obiecuję, nie jestem w stanie odebrać psiego porodu i wychować szczeniaków, bo wyjeżdżam na moją ukochaną włoską plażę i na dziesiątą rocznicę ślubu nie życzyłam sobie powiększenia rodziny, więc ja naprawdę nie wiem, kto mnie tak urządził i wepchnął tę nieszczęsną sierotkę (być może już zaciążoną, bo patrząc na mojego psa numer jeden i jego reakcję na nową koleżankę, nie wierzę, że to on) pod koła samochodu.
Czy ktoś miał do czynienia z ciążą urojoną u swej suczki? Łapię się tej możliwości jak tonący brzytwy, bo obawiam się, że grozi mi eksmisja i zaproponowanie ewentualnie zastępczego pomieszczenia gospodarczego z widokiem na studnię.
Nie miała kobieta problemu, to pies wpadł na nią.
Jeden mąż, dwoje dzieci, dwa yorki, jeden berneński pies pasterski... i dwa, a może trzy szczeniaki.
Sąsiedzi mnie wezmą za dziwaczkę i przestaną mówić dzień dobry.
Niech no przynajmniej te wszystkie psie języki mi to wynagrodzą... to chyba całkiem normalne, że spać nie mogę, prawda?  :)
p.s dopisek z 12 maja ... dziękuję Wam za wsparcie w chwilach grozy. Ciąża okazała się jednak urojoną i lekarz zlecił mi szczególną opiekę nad tym nieszczęsnym stworzeniem, któremu hormony buzują. Co więcej dowiedziałam się, że prawdopodobnie czeka mnie taki pseudo-ciężarny stan mojej suczki dwa razy do roku, po każdej cieczce, bo u małych 2,5kg yorków to dość częste nawracające schorzenie. Gorzej jak kiedyś prawdziwą wezmę za urojoną...

Wasza z psem po lewej i suczką po prawej